Zawód wymagający empatii. Zakład pogrzebowy Całun

Zakład Pogrzebowy Całun swoją działalność rozpoczął w Zakopanem w 1995 roku. 10 lat temu po swojej ciotce prowadzenie funeralnego interesu przejęła Joanna Wiercigroch. Teraz Całun jest jedną z dwóch pogrzebowych firm w Zakopanem. - Rok przed tym, jak stałam się właścicielką zakładu, przyglądałam się jego działalności, zapoznawałam się z pracą i dzięki temu przejście interesu poszło bez problemów - mówi Joanna Wiercigroch.

Przez te 10 lat, kiedy prowadzi Całun, tak naprawdę wiele się nie zmieniło. Może w ostatnich latach coraz więcej osób, zamiast tradycyjnego pogrzebu, wybiera kremację, na cmentarzu w Zakopanem otwarto kolumbarium. - Nadal jednak szczególnie w miejscowościach wokół Zakopanego ludzie wybierają tylko tradycyjne pogrzeby w trumnach. Trochę inaczej jest w samym Zakopanem, ale i tu kremację wybierają głównie rodziny osób, które przyjechały do Zakopanego i niedawno się tu osiedliły - mówi.

Koszt pogrzebu tradycyjnego jest nieco wyższy niż kremacji. - Przez te lata zmianie uległ na pewno standard usług na cmentarzu. Kiedyś mówiło się, że trudno spotkać trzeźwego grabarza, dziś jakiekolwiek spożywanie alkoholu przez osoby obsługujące pogrzeb jest zupełnie nie do pomyślenia - dodaje pani Joanna.

Całun oferuje obsługę pogrzebu razem z załatwieniem wszelkich formalności. Wtedy rodzina przekazuje przedstawicielom zakładu pełnomocnictwo. Firma świadczy też inne usługi, szczególnie popularne w okresie 1 listopada. - Odnawiamy krzyże, nagrobki, myjemy je, przygotowujemy na 1 listopada. Często dzwonią do nas osoby starsze z Polski, które chociażby ze względu na stan zdrowia nie mogą przyjechać do Zakopanego. Ustalamy zakres prac porządkowych, wykonujemy je, a później wysyłamy zdjęcia czy film na potwierdzenie wykonanej pracy - tłumaczy Joanna Wiercigroch.

Zakład Całun posiada wiele pogrzebowych certyfikatów, jego pracownicy biorą udział w szkoleniach tej branży. - Zawsze, gdy pokazuję kolegom z Polski prowadzącym zakłady góralski pogrzeb, to robi on duże wrażenie. Wręcz miałam przypadek, że właściciele zakładu pogrzebowego z Polski przyjechali zobaczyć do nas takie ostatnie pożegnanie - mówi Joanna Wiercigroch.

Praca z zakładzie pogrzebowym wymaga też dużej empatii. Rodziny na śmierć bliskich osób reagują bardzo różnie. Są tacy, którzy żałobę przechodzą w milczeniu, chcą jak najszybciej załatwić formalności i mieć to za sobą. - Zdarzają się też takie osoby, które opowiadają nam o zmarłym, dzielą się różnymi historiami z jego życia. Trzeba takie osoby wysłuchać, przekazać im wyrazy współczucia, to część naszej codziennej pracy - dodaje pani Joanna.

Trudny okres wszystkie zakłady pogrzebowe przechodziły w czasie pandemii. - Pamiętam pierwszy covidowy pogrzeb w Poroninie, gdy do końca nie wiedzieliśmy, jak on ma wyglądać. Pochowaliśmy zmarłego w trumnie ze stalowym wkładem. Najgorsze w tych czasach było to, że członkowie rodzin nie mogli się ze swoimi bliskimi pożegnać ani w szpitalu, ani przed pogrzebem - relacjonuje Joanna Wiercigroch.

Nowością na pogrzebach na Podhalu jest pojawianie się tzw. mistrza ceremonii. Były już pierwsze takie przypadki. Jest to osoba, która przyjeżdża na pogrzeb, a wcześniej zapoznaje się z życiorysem zmarłego. Dba o oprawę muzyczną ceremonii i wygłasza mowę pogrzebową.