Niepozorne drewniane zagospodarowania gospodarcze w widokowej dzielnicy Zakopanego. Zabudowania stare, góralskie, niby żywcem wyjęte z jakiegoś skansenu. Giewont na tyłach domu wygląda tak, jak gdyby wyrastał na skraju ogródka. Nic dziwnego, że nawet podczas kryzysu ludzie płacą 600 zł za każdy metr ziemi z takim widokiem. Jest pełnia lata, wrota prowadzące do drewnianego obejścia otwarte na oścież wręcz zapraszają przechodniów. Wycieczka gimnazjalistów z „centralnej Polski”, prowadzona przez nauczycielkę, nie czeka na zaproszenie, tylko dziarsko przekracza wrota chałupy. Młodzi wędrowcy spodziewali się zapewne widoku bulgocącego kociołka, zapachu puconych oscypków, drażniącego oczy dymu i górala w regionalnym kapelusiku. Tymczasem wnętrze gazdówki wypełniają obrabiarki, statywy, stoły montażowe, spawarki. A na ścianach wiszą wyrafinowane ramy niemniej wyrafinowanych rowerów zjazdowych, jednej z najlepszych wyczynowych marek „Karpiel”. Pani nauczycielka zdaje się nie dostrzegać skonfundowanych min podopiecznych. - A pan góral co tutaj robi? - zagaduje zajętego spawaniem, równie oszołomionego gospodarza. - Oscypki? - Naprawdę kiedyś zdarzyła się taka sytuacja - Jasiek uśmiecha się na samo wspomnienie zabawnej sceny. Bierze w obronę nauczycielkę. Któż mógłby się spodziewać, że w drodze na Giewont trafi do manufaktury produkującej wyczynowe rowery.
Jest koniec lat 70. Jasiek ma lat 14 i nieśmiertelnego „składaka”. Ma też iście amerykańskie marzenie: pruć przez lasy i pola prawdziwym crossowym motocyklem. Motor jest za drogi. A nawet gdyby Jasiek miał pieniądze i tak nie zdołałby kupić maszyny w sklepie. Takich rzeczy się w tamtych czasach nie kupowało. Za komuny wszystko się „załatwiało”. Termin oznaczał bardzo żmudny proces, mający doprowadzić do skorumpowania wielu osób. Jasiek nie mógłby też nikogo skorumpować, bo jest za młody. Dlatego pozostają mu marzenia i ten psujący się ciągle „składak”. Składak to zresztą świetne określenie dla właśnie tego socjalistycznego wynalazku. Nie tylko dlatego, że dzięki specjalnemu zawiasowi ramę daje się zmyślnie złożyć. Przede wszystkim dlatego, że na byle przeszkodzie, wzgórku, czy miedzy, gdy tylko zbyt śmiały jeździec nieopatrznie oderwie się od ziemi, przy lądowaniu rower się „składa” - liche spawy pękają, a siodełko zbliża się niebezpiecznie do kierownicy. Ale Jasiek ma też w garażu spawarkę. „Składak” zaopatrzony w dodatkowe wzmocnienia nie składa się już tak chętnie. A wzbogacony w amortyzowane przednie golenie przeszczepione z motoroweru potrafi zjechać - w jednym kawałku - z Gubałówki. Najsłabszym punktem konstrukcji pozostaje tylny hamulec - „kontra”. Zasada jego działania opiera się na tarciu 2 elementów. Stalowej piasty i odlanego z brązu bębenka. Całość jest obficie nasmarowana. Problem w tym, że podczas zjazdu z Gubałówki smar się błyskawicznie wypala, a trące ze sobą elementy się wydzierają. - Co chwilę mama musiała mi kupować nową kontrę. Pamiętam, że miałem na półce ustawioną całą kolekcję tych bębenków - dziś Jasiek uśmiecha się na wspomnienie tych dawnych czasów. Przyznaje jednocześnie, że w dzieciństwie nie miał świadomości, że jest prekursorem dyscypliny sportu ekstremalnego o intrygująco brzmiącej nazwie downhill.
Jasiek nie wiedział też, że niemal w tym samym czasie grupa niewiele starszych chłopaków w niewielkiej miejscowości Fairfax w Kalifornii na stromym stoku góry o nazwie „Repack Road” zmaga się z niemal identycznymi zgryzotami. W Kalifornii w 1976 roku odbyły się pierwsze w świecie oficjalne zawody downhillowe. Rower był Jaśkową pasją letnią. Narty - zimową. Narty były łatwiejsze do trenowania. Nie trzeba tu było być prekursorem. Wystarczyło zapisać się do klubu i zacząć treningi. Jasiek miał talent. Pierwsze sukcesy juniora (w kultowym „Koziołku Matołku”) nikogo nie zdziwiły. Wszak narty Jan przypiął niedługo po tym, jak zaczął chodzić. Chłopak dostał się do kadry juniorskiej, później - narodowej. Startował w krajowych mistrzostwach. Często stawał na podium. Wreszcie zaczął też wyjeżdżać na zawody pucharowe, za granicę. W grudniu 1981 roku miał 18 lat. Przebywał na zgrupowaniu w Austrii, gdy usłyszał w telewizji, że w kraju Jaruzelski poszedł na wojnę z własnym narodem. Jan postanowił, że do domu nie wraca. Zresztą poza globalną polityką były też inne, bardziej romantyczne przesłanki. Jasiek się zakochał. W Amerykance. Miała na imię Jami. Była piękna i bajecznie bogata. Też jeździła zawodniczo na nartach. Na wiosnę 1982 roku Jasiek wylądował w Los Angeles.
Młody góral szybko zaaklimatyzował się w Kalifornii. Paradoksalnie pomógł kompletny brak jakichkolwiek znajomości. - Obracałem się cały czas wśród Amerykanów. Zresztą, prawdę mówiąc, podczas pobytu w Stanach nie zabiegałem specjalnie o kontakty z Polonią. W Chicago byłem tylko raz - przez 2 dni - podkreśla. - Wiesz jak to jest wśród Polaków? Cały czas jesteś wśród swoich. Robotę ci znajdą. Nawet się języka nie nauczysz, no bo po co? Przecież i tak się po polsku wszędzie dogadasz, wszystko pozałatwiasz. To trochę takie chodzenie w kieracie. L.A., początek lat 80. - właściwy czas i właściwe miejsce dla kogoś, kto od dziecka marzył o tym, by ścigać się po bezdrożach terenowym motocyklem. Jasiek kupił odpowiednią maszynę za pierwsze zarobione pieniądze. Był młodym sportowcem, do tego profesjonalnie wytrenowanym. Zmiana dyscypliny odbyła się gładko i Jan już w pierwszym sezonie zaczął odnosić sukcesy. - Wystartowałem w pierwszej edycji bardzo poważnych zawodów Super Cross. To była jesień 1982 roku. Oczywiście wystartowałem w kategorii amatorów, ale rywalizacja i tak była zabójcza. Zająłem 5. miejsce. Piąte miejsce wśród zawodników z całej Ameryki - uściśla Karpiel. Oprócz blasków, motocross ma także swoje cienie. Nawet wśród sportów ekstremalnych uchodzi za wyjątkowo „urazową” dyscyplinę.
Polski chłopak o żywiołowym charakterze i chronicznym braku jakichkolwiek (sportowych) zahamowań szybko nabawił się poważnych kontuzji. - Właśnie dlatego dziś bardziej lubię jazdę na rowerze. Człowiek może zjeżdżać jak głupol i nic wielkiego sobie nie zrobi - wtrąca filozoficznie Jasiek. Szybko jednak precyzuje, że „nic wielkiego” to na przykład: złamanie, zwichnięcie i różne inne bolesne urazy górnej części tułowia, szczególnie zaś rąk i barków. - W motokrosie tak się jakoś dziwnie składa, że człowiek leci na głowę, a w najlepszym razie zerwie jakieś paskudne w leczeniu więzadło w kolanie - kuracja trwa miesiącami albo i latami - dodaje. Chcąc nie chcąc, kontuzjowany Jasiek postanowił „przeprosić się z nartami”. Bez problemu dostał sportowe stypendium na Univesity of Utah. Rozpoczął studia. Przeprowadził się do Salt Lake City. - Utah to jest wymarzone miejsce dla narciarza, szczególnie takiego ekstremalnego. Nie do uwierzenia, tam całą noc sypie śnieg, a rano odsłaniasz firankę, patrzysz, a za oknem „lampa” i pół metra świeżego śniegu. W Zakopanem to jest niemal nie do pomyślenia. U nas jak zacznie sypać, to może skończyć za 2 tygodnie. W Salt Lake City Jasiek popróbował kolejnej rodzącej się dopiero ekstremalnej dyscypliny - narciarstwa pozatrasowego - freeride-u. - To była świetna zabawa. Przy okazji można było trochę dorobić pozowaniem do filmów i zdjęć reklamowych. Koncerny narciarskie potrzebowały takich materiałów. Fotografowie zarabiali krocie, a my mogliśmy się fajnie pobawić.
Z Utah burzliwe losy zaniosły Jaśka do Seattle. - Skończyłem studia. Wcześniej się ożeniłem. Jeszcze chwilę w Salt Lake City prowadziłem sklep ze sprzętem narciarskim. Ale na horyzoncie pojawiła się już kolejna, całkiem nowa pasja - zapowiada tajemniczo. Jeszcze w oczekiwaniu na prawo stałego pobytu Jan zajął się restaurowaniem starych samochodów sportowych. Szybko wyspecjalizował się w jednej marce - włoskiej Alfa Romeo. W Ameryce te auta miały status takich trochę tańszych ferrari. Mało który mechanik potrafił je naprawić. A ci, co potrafili, krzyczeli sobie za usługę ogromne sumy. Początkowo Jan tylko restaurował samochody, później przyszedł czas na coraz większe ingerencje w nadwozie, układ napędowy, silnik, aż do wytwarzania niemal od podstaw rasowych rajdówek i wyścigówek. - Mam słabość do alf. Jak mieszkałem w Stanach, miałem ich chyba z 15. Do Polski też jedną ze sobą przywiozłem - Jasiek o swojej ponad 30-letniej sportowej alfeccie GT potrafi rozmawiać bez końca. Auto jest faktycznie nietuzinkowe. Włosi zastosowali w nim nowatorskie rozwiązania techniczne. Skrzynię biegów i sprzęgło umieścili na samym tyle - przy osi auta. Także tylnych hamulców próżno szukać przy kołach. Tarcze zostały ukryte głęboko pod nadwoziem, w pobliżu dyferencjału. - Ktoś może pomyśleć, że mam coś z głową, ale nawet teraz w Polsce koło domu stoją 3 alfy. Czwartą mam na oku. Alfę romeo 75 ktoś wystawił na aukcji internetowej za 3,5 tys. zł. Cena niska ze względu na jakieś zupełnie „odjechane” malowanie. No i weź się człowieku powstrzymaj...
To właśnie doświadczenia zdobyte przy okazji tuningowania sportowych aut zainspirowały Jana do zajęcia się produkcją wyczynowych ram rowerowych. Karpiel wrócił do korzeni. Na nowo zaczęło go „kręcić” to, czego wiele lat wcześniej próbował na stokach Gubałówki. Downhill, czyli szybki zjazd na złamanie karku rowerem w dół stromego zbocza. Nieutwardzoną trasą albo najlepiej w ogóle poza trasą. Do tak ekstremalnych zastosowań potrzebny był rower, który wytrzymałby istną katorgę. - Wielokrotnie widziałem, jak po 18-metrowym skoku ramy najlepszych rowerów po prostu się „łamały”. Jasiek postanowił temu zaradzić - wymyślić sprzęt, na którym da się skoczyć więcej, niż raz. Zszedł do warsztatu i zaczął obrabiać aluminiowe kształtki, rury, a później spajać je ze sobą. Wkrótce konstrukcja zaczęła przypominać rowerową ramę - bardzo solidną, niemal pancerną. Tak powstał „Karpiel” - rower, który po 5 latach ciągłych ulepszeń i prac konstrukcyjnych zyskał wreszcie uznanie wśród amerykańskich downhillowców. Sprzęt, który wśród znawców cieszy się najwyższą renomą do dzisiaj. - W pewnym momencie staliśmy się marką, której rower trzeba było kupić, żeby móc liczyć na sukces w sporcie.
Jasiek, jako jeden z pierwszych, zastosował w zjazdówce amortyzację tylnego koła. Wykorzystał rozwiązanie stosowane dotąd w samochodach. Obrócił samochodowy wahacz o 90 stopni i wkomponował w ramę roweru. Do tego sprężyna i solidny amortyzator... Jasiek długo eksperymentował z nowym zawieszeniem. Tak dobierał parametry, by jadąc pod górę, zawodnik nie tracił sił (przywara pierwszych amortyzowanych konstrukcji). Rower miał jednak pokazać pełnię swych możliwości dopiero na zjeździe. No i „Karpiel” pokazał... - Po jakichś 5 latach rozkręciliśmy sprzedaż. Moja wytwórnia produkowała niewielkie serie po kilkadziesiąt sztuk. Ale szybko powstał fabryczny team. Zawodnicy zaczęli odnosić sukcesy. Ja też startowałem. Nikt powyżej „trzydziestki” mnie nie pobił, a ja już miałem w tym czasie 42 lata na karku - wspomina Jan. - Zawsze cieszyło mnie testowanie własnego sprzętu. To, że potrafiłem wykorzystać wszystkie możliwości roweru, który wyprodukowałem. Najbardziej spektakularny z rowerowych wyczynów Jaśka był niejako połączeniem jego życiowych pasji - rekord prędkości w zjeździe rowerem po... stoku narciarskim. Trasa przypominała nachyleniem Nosal, tylko że była o wiele dłuższa. Stok świetnie przygotowany, śnieg gładki jak stół. - Ktoś, kto nie spróbował takiej jazdy, nigdy nie będzie sobie w stanie wyobrazić, jakie można osiągnąć przyspieszenia, jadąc rowerem z wielkiej góry. To jest porównywalne do prowadzenia bolidu podczas wyścigu na ćwierć mili. Tylko że rowerzysta właściwie nie czuje żadnych przeciążeń. Jadąc po stoku o nachyleniu 45 stopni jest jakby w stanie nieważkości. Jedyne, co odczuwasz, to narastający huk powietrza. I na tym się kończą niepokojące symptomy. Czasami tylko rower wpada w dziwne wibracje. Wówczas człowiek ma dwa wyjścia: albo się podnieść i wyhamować. Albo się jeszcze obniżyć i przyspieszyć... Jasiek korzystał zwykle z tej drugiej opcji. Podczas jednej z oficjalnych prób na liczniku pokazał się niepobity dotąd rekord Ameryki: 176 km na godzinę.
Podczas zjazdu głowę Jaśka ochraniał specjalny aerodynamiczny hełm. Zawodnik był ubrany w opływowy, gumowy kombinezon. Także rower został specjalnie przygotowany w Jaśkowym warsztacie. Miał specjalnie zwężaną kierownicę i rączki przesunięte w dół. To pozwalało przyjąć najkorzystniejszą pod względem aerodynamiki pozycję. Aby być bliżej największego światowego rynku rowerów zjazdowych (Kalifornia), Jan przeniósł swą manufakturę do Reno - 350-tysięcznego miasteczka w Nevadzie, tuż przy granicy z Kalifornią. Jedna ze stacji narciarskich poprosiła go wówczas o pomoc w wyznaczeniu trasy downhillowej, która mogłaby być wykorzystywana w sezonie letnim. - Wytyczyliśmy zjazd, po raz kolejny łamiąc utarte schematy. To właściwie nie była trasa, tylko szlak poprowadzony w dzikim terenie - jarami, skałami, wąwozami. Jeden z najtrudniejszych odcinków, poprowadzony wodospadem, szybko zyskał miano Karpiel Waterfall. Ten zjazd stał się kultowy. Rowerowa elita przyjeżdżała do Reno, żeby zjechać „Karpielem” - śmieje się Jasiek.
Dlaczego wrócił do Polski? Dlaczego zdecydował się zwinąć dobrze prosperujący interes, spakować swoją żonę (pisarka, Morgan) i malutkiego synka Jędrka, zatrzasnąć za sobą wygodny amerykański dom i wrócić do Zakopanego? - Tata był już w podeszłym wieku. Namawiał, prosił. W końcu uległem. Czy nie żałuję? Pewnie, że żałuję. Tutaj żyje się inaczej, trudniej - nie ukrywa rozgoryczenia. Jan próbował rozkręcić swój dawny biznes w nowym miejscu. Jednak rynek na jego rowery pozostał na Zachodnim Wybrzeżu USA. Nie jest łatwo utrzymać produkcję opartą na dostawach z Ameryki i kooperantach z wysp brytyjskich. Wytworzony w ten sposób towar nie może być tani. Nigdy też nie stanie się produktem wytwarzanym na masową skalę. Najlepiej byłoby produkować cały asortyment. Tak robią inne firmy. Masówka trafia do sklepów w dużych ilościach. Wytwarza się ją na Tajwanie. Tam są przyzwoici fachowcy, którzy sprostają każdemu zadaniu za niewielkie pieniądze. Jasiek też chciał pójść tą przetartą drogą. Znalazł nawet inwestora, który jednak... nie dotrzymał słowa. - Straciłem kupę kasy i tak się skończyły moje polskie interesy - przyznaje właściciel marki „Karpiel”. Mimo pierwszych porażek Jan się nie poddaje. W kącie warsztatu stoi rama kolejnego „Karpiela”. Nietypowa. Do rury podsiodłowej przylega spore aluminiowe pudełko. Będzie mieścić wydajne akumulatory, zdolne przez ponad godzinę napędzać ukryty w piaście tylnego koła roweru mocny, 2-kilowatowy silnik elektryczny. - To może być strzał w dziesiątkę. Amatorzy downhillu lubią zjeżdżać. Podjazdy są dla nich nudne. Dzięki mojej zjazdówce już im się nudzić nie będzie - uśmiecha się tajemniczo konstruktor z Zakopanego.
Tekst i fot.: Marek Kalinowski
Tygodnik Podhalański 17/2013
czopek
2021-12-19 07:08:09
Łatwiej zrobić najlepszy na świecie rower niż naprawić jakikolwiek sąd. Może za wyjątkiem Ostatecznego.
Konserwatywny
2021-12-18 15:45:07
Przyjechal do Polski i go okradli. Tak bylo dawniej, tak jest i dzis. Potem sie dziwicie czemu Polska slabo stoi. Naprawcie sady, policje, i wszystko sie rozwiaze.
-
PRACA | dam
Restauracja Siwy Dym w Rabce-Zdrój zatrudni: KUCHARZA, KUCHARZA WYDAWKOWEGO, POMOC KUCHENNĄ. Praca na stałe lub dorywczo. CV na: rabka@siwydym.pl. Informacje pod numerem 887 080 004
-
PRACA | dam
ZATRUDNIMY W KARCZMIE oraz W BARZE MLECZNYM: KUCHARZA, POMOC KUCHENNĄ, OBSŁUGĘ BARU MLECZNEGO, KELNERKĘ. Zakopane, bez zakwaterowania - 600 035 355.
-
PRACA | dam
Przyjmę PIEKARZA. 607 44 55 66.
-
ZDROWIE I URODA
Gabinet terapii behawioralnej - mgr Aleksandra Kaszczyszyn,
psycholog, oligofrenopedagog, terapeuta behawioralny. Terapia zaburzeń
zachowania u dzieci, młodzieży i dorosłych. Profesjonalna diagnoza,
indywidualny plan terapii, wsparcie rodziny. +48604466768
alexandrazielinska23@gmail.com
Tel.: 48604466768
E-mail: alexandrazielinska23@gmail.com
-
NIERUCHOMOŚCI | wynajem
DO WYNAJĘCIA: lokal użytkowy o powierzchni około 30m2 wraz z węzłem sanitarnym przy ulicy Gimnazjalnej w Zakopanem oraz lokal magazynowy o powierzchni 20m2 w tej samej lokalizacji. Więcej informacji pod numerem 604 822 144
-
PRACA | dam
Polskie Koleje Linowe S.A. są liderem wśród operatorów kolei linowych w Polsce. Grupa PKL oferuje całoroczny, kompleksowy zakres usług turystyczno-wypoczynkowych oraz posiada własną bazę noclegową i restauracyjną. Obecnie poszukujemy osób na stanowisko: KSIĘGOWA/KSIĘGOWY. Miejsce pracy: Zakopane. Do zadań osoby na tym stanowisku będzie należało (między innymi): - Księgowanie faktur zakupu, sprzedaży, kas fiskalnych, - Uzgadnianie kont księgi głównej, - Uzgadnianie rozrachunków z tytułu należności i zobowiązań, - Kontrola dokumentów źródłowych pod względem rachunkowym i formalnym, - Rozliczanie punktów gastronomicznych. DOŁĄCZ DO NAS! Więcej informacji i rekrutacja: https://www.pkl.pl/post/ksiegowa-ksiegowy.html
WWW: https://www.pkl.pl/post/ksiegowa-ksiegowy.html
-
PRACA | dam
PRODUCENT ŻYWNOSCI w Zakopanem zatrudni PRZEDSTAWICIELA. Praca stała, dobre warunki. 604 102 804, 602 285 793.
-
PRACA | dam
Hotel "Foluszowy Potok" Zakopane, ul. Zamoyskiego 42 zatrudni do restauracji hotelowej: KELNERA/-KĘ. Zapewniamy stabilną, całoroczną pracę w restauracji hotelowej. Kontakt wyłącznie telefoniczny: 660 41 00 46
-
MOTORYZACJA | sprzedaż
SKUTER SNIEŻNY POLARIS. 515 503 494.
-
NIERUCHOMOŚCI | wynajem
Do wynajęcia MIESZKANIE, I piętro, Waksmund. 515 503 494.
-
NIERUCHOMOŚCI | sprzedaż
DOMEK LETNISKOWY W GORCACH. 515 503 494.
-
PRACA | dam
ZLECĘ REMONT DUŻEGO DACHU Z WYMIANĄ POKRYCIA. 608 806 408
-
PRACA | dam
ZLECĘ WYKONANIE POKRYCIA BLACHĄ PŁASKĄ TRZECH BUDYNKÓW w ZAKOPANEM. 608 806 408
-
PRACA | dam
NAWIĄŻĘ WSPÓŁPRACĘ Z BRYGADĄ BUDOWLANĄ - WYKOŃCZENIE TRZECH DOMÓW w ZAKOPANEM. 608 806 408
-
PRACA | dam
ZATRUDNIĘ DO PRAC REMONTOWO-PORZĄDKOWYCH PRZY PENSJONACIE. 608 806 408
-
PRACA | dam
DORYWCZO NAWIĄŻĘ WSPÓŁPRACĘ Z OPERATOREM KOPARKI - KOŚCIELISKO - 608 806 408
-
NIERUCHOMOŚCI | wynajem
DO WYNAJĘCIA LOKAL HANDLOWO-USŁUGOWY 110m2 W CENTRUM NOWEGO TARGU, UL. KRZYWA. 608 806 408
-
NIERUCHOMOŚCI | wynajem
ZAKOPANE - KOŚCIELISKO DO WYNAJĘCIA MIESZKANIA 35-38m2. 608 806 408
-
PRACA | dam
Piekarnia w Zakopanem zatrudni KIEROWCĘ. Dobre warunki pracy. 604 102 804, 602 285 793.
-
PRACA | dam
Piekarnia w Zakopanem zatrudni EKSPEDIENTKĘ. Bardzo dobre warunki pracy. 604 102 804, 602 285 793.
-
USŁUGI | inne
WYCINKA, PRZYCINKA DRZEW W TRUDNYCH WARUNKACH - 691 317 098.
-
KUPNO
OBWOŹNY SKUP ZŁOMU - dojazd do klienta. SKUP STARYCH SPAWAREK. 536 269 912.
-
PRACA | dam
Przyjmę MURARZY, DEKARZY. Praca Polska, Niemcy. 608729122.
-
NIERUCHOMOŚCI | sprzedaż
DZIAŁKA UZBROJONA W ŁOPUSZNEJ. 506 525 884.
-
USŁUGI | budowlane
FLIZOWANIE, REMONTY, WYKOŃCZENIA. 882080371.
-
USŁUGI | budowlane
KAMIENIARSTWO. 882080371.
-
PRACA | dam
Z. R. GŁOWACCY ZATRUDNI PRACOWNIKÓW BUDOWLANYCH DO ROBÓT WYKOŃCZENIOWYCH W ZAKOPANEM. 608 813 506
-
PRACA | dam
NIEMCY - MURARZ, CIEŚLA, MALARZ, OCIEPLENIA, SPAWACZ, ELEKTRYK, KRANISTA. 601-218-955
-
KUPNO
Kupię STARY SOSRĄB Z GÓRALSKIEJ IZBY. 605 306 244
-
MOTORYZACJA | kupno
KUPIĘ MERCEDESA SPRINTERA (roczniki 1995-2010). 531 666 333.
-
KUPNO
Kupię STARĄ GÓRALSKĄ SZAFĘ. 605 306 244
-
MOTORYZACJA | kupno
KUPIĘ KAŻDĄ TOYOTĘ. OSOBOWE, TERENOWE. CAŁE LUB USZKODZONE. 531 666 333.
-
USŁUGI | budowlane
USŁUGI BLACHARSKO-DEKARSKIE, KRYCIE I PRZEKRYCIA DACHÓW, KOMINY, BALKONY, RYNNY, GZYMSY, FASADY. 889 388 484.
-
SPRZEDAŻ | różne
Sauny Ogrodowe na zamówienie|Transport Podhale. https://saunyeden.pl/ 794964176 kacper.piczura@gmail.com
Tel.: 794964176
-
IMPREZY OKOLICZNOŚCIOWE
OKOLICZNOŚCIOWY PRZEWÓZ OSÓB MERCEDES V-Klasa z KIEROWCĄ, BIAŁE BMW X7 z KIEROWCĄ. IMPREZY OKOLICZNOŚCIOWE, WESELA, TRANSFERY itp. Telefon: 602 290 555
-
NAUKA
BRANŻOWA SZKOŁA I STOPNIA CECHU RZEMIOSŁ RÓŻNYCH I PRZEDSIĘBIORCZOŚCI W ZAKOPANEM OGŁASZA NABÓR DO KLAS PIERWSZYCH O KIERUNKACH WIELOZAWODOWYCH NA ROK SZKOLNY 2025/2026, więcej na www.szkolacechowa.pl, ZAPRASZAMY !!! Tel. 18 20 68 501
-
USŁUGI | budowlane
MALOWANIE DACHÓW I ELEWACJI. 602 882 325.
-
USŁUGI | budowlane
HYDRAULIK - 660 404 104.
-
KUPNO
Kupię LIMBĘ na pniu. 605 306 244
-
SPRZEDAŻ | różne
DREWNO KOMINKOWE. 501 577 105.
-
USŁUGI | budowlane
OGRODZENIA, www.hajdukowie.pl. 692 069 284.