Odzyskany szczęściarz Set

Rok temu Renacie Dudziak zginął ukochany pies Set rasy Golden Retriever. Szukała go długo, dawała ogłoszenia w prasie, przeczesywała internetowe strony i fora. Aż wreszcie 12 marca znalazła zgubę. I to na drugim końcu Polski.

Zdjęcie psa zamieściła na swej stronie Fundacja Warta Goldena. Pies wabił się Gandi, zamieszkał u rodziny w Szczecinie. I czekał na przygarnięcie przez nowych właścicieli. - Zaczęłam z nimi wymianę korespondencji, dzwoniłam do siedziby fundacji, rozmawiano bardzo przyjaźnie - mówi Renata Dudziak. Zaznacza, że wszystkie podane przez nią fakty - rodzaj siwizny na grzbiecie, brak jednego jądra, a także zdjęcia, które przesyłała fundacji - wszystkie charakterystyczne szczegóły się zgadzały. Miała 100-procentową pewność, że to jej Set. - Ale okazało się, że choć już mieli moje zgłoszenie, 2 dni po pierwszej rozmowie pies poszedł do kastracji.

Potem zaczęły się schody z ustaleniem wizyty w Szczecinie. Nie chciano pani Renacie podać adresu rodziny tymczasowej ze Szczecina. Wszystko kazano załatwiać w Warszawie. W siedzibie fundacji nie mogła nic wskórać. Dopiero gdy zgłosiła sprawę na policję, interwencja telefoniczna funkcjonariuszy przyspieszyła ustalenie terminu wizyty w Szczecinie. - Ale na dzień przed wyjazdem poinformowano mnie, że pani ze Szczecina wyjeżdża i nie będzie jej przez tydzień - wspomina Renata Dudziak.

Inaczej rzecz przedstawia szefowa fundacji. Podkreśla, że zabieg kastracji był konieczny ze względu na stan zdrowia psa. I że pies wcale nie reagował na imię Set. Przypominają, że właścicielka psa gubiła go już kilkakrotnie. A pomimo wcześniejszych doświadczeń, psa nie zachipowała. - Chciała odebrać psa ze Szczecina przez obce osoby, nie znające Seta, dlatego z uwagi na brak możliwości identyfikacji psa nie zgodziliśmy się na to - wyjaśnia Barbara Waligóra Pięta, prezes Fundacji Warta Golden. Dodaje, że całą kampanię z udziałem policji rozpętała pani Renata, którą proszono o oficjalne pismo w sprawie odzyskania psa, bo trudno fundacji opierać się na wpisach na portalu społecznościowym, czy na niespójnych rozmowach telefonicznych. W fundacji twierdzą też, że to właścicielka psa trzykrotnie zmieniała terminy przyjazdu do Szczecina. Natomiast przysłane dokumentny nie potwierdzały, by pies pod opieką fundacji był Setem.

Pani Renata podkreśla,że trzy miesiące walki się opłaciły. Dziś pies jest ze swoją panią. Odebrała go z prywatnego mieszkania, w którym mieszkał z 2 innymi przedstawicielami rasy Golden Retriever i kotem. Po konsultacji z prawnikiem postanowiła skarżyć fundację o odszkodowanie. - Nie da się opisać, ile przecierpiałam przez utrudnianie kontaktu z Setem, raz wylądowałam nawet w szpitalu - podsumowuje.

W fundacji zaznaczają, że procedury odzyskania psa będącego pod opieką fundacji zwyczajowo trwają kilka dni. A sytuacja z Setem była wyjątkowa. Ze względu na trudna współpracę z jego właścicielką. Fundacja działa 3 lata, znalazła nowe domy dla prawie 200 psów w typie golden retrievera.- Mamy nadzieję, że Set po raz kolejny nie zaginie - podsumowuje prezes fundacji.

Rafał Gratkowski