Horror zwany gazem: Przykręciłem trzecią butlę, czy się obudzę?

Krościeńczanin w jednym z pobliskich sklepów kupił butlę z gazem.

- Była zabezpieczona folią, a więc nie otwierana przez nikogo wcześniej, poza firmą Gaspol - tłumaczy Piotr, który tuż po zakupie zamontował ją w swoim domu i pojechał do Nowego Targu. Dwie godziny później musiał ją odłączyć. - Żona wyczuła zapach gazu, więc postanowiłem ją sprawdzić - wspomina. - Nawet po mocnym dokręceniu reduktora słychać było syczenie. Przyłożyłem rękę i wyczułem gaz dmuchający spod nakrętki. Gdybym ją zostawił i poszedł spać, rano albo bym się nie obudził, albo ta butla wysadziłaby mnie w powietrze - denerwuje się. Co się okazało? Zawór zainstalowanej przez pana Piotra butli nie posiadał uszczelki. Mężczyzna nie miał wyboru - mimo późnej pory zabrał wadliwą butlę i odwiózł do sklepu. Na szczęście sprzedawca nie robił żadnego problemu z zamianą butli. Wydał inną - oczywiście zabezpieczoną  przez producenta.

Choć kolejna butla, co mężczyzna sprawdził przy ekspedientkach sklepu, miała stosowną uszczelkę, zamontować się jej nie dało. Tym razem otwór w zaworze miał zbyt małą średnicę i nie dało się w niego wetknąć reduktora, by go przykręcić. - Tuż przed 22.00, ku zdziwieniu ekspedientek, pojawiłem się ponownie w sklepie - opowiada Piotr. - Z magazynu przyniesiono trzecią butlę firmy Gaspol. Na miejscu ją odpakowałem, by porównać otwory wylotowe zaworów. Różnice było widać gołym okiem. Butla, do której nie mogłem przykręcić reduktora, miała znacznie mniejszą średnicę wylotu. Zabrałem więc trzecią, przykręciłem w domu do kuchenki, a kładąc się spać, zastanawiałem się, czy rano się obudzę, a nawet jeśli się obudzę, czy razem z żoną nie wylecimy w powietrze - dodaje.

Mężczyzna podkreśla, że do czasu poniedziałkowego incydentu był przekonany, że każda butla, która opuszcza firmę, jest gruntownie sprawdzana ze względu na bezpieczeństwo. - Jak się okazało, wcale tak być nie musi. Najwyraźniej nawet w takiej firmie może się zdarzyć aż takie niechlujstwo - dodaje.

Anna Mikosz, rzecznik prasowy Gaspolu, zapewnia, że opisany przypadek zostanie wnikliwie zbadany. - To dość nietypowa sprawa. Zapewniam, że nam się tego typu sytuacje nie zdarzają - gwarantuje przedstawicielka firmy. - W imieniu firmy Gaspol przepraszam naszego klienta za powstałe niedogodności. Nasze butle poddawane są wszelkim wymaganym procedurom kontroli jakości i bezpieczeństwa. Cały proces kontroli jakości rozpoczyna się w rozlewniach, gdzie na linii napełniania butli każda z nich badana jest specjalistycznym detektorem. Zanim trafi ona do klienta, przechodzi przez kolejne kontrole. Należy jednak pamiętać, że ostatnim ogniwem kontroli jest klient - podkreśla.

Jak zaznacza rzecznik w przypadku kiedy kupujący sam montuje butlę w swoim domu jest zobowiązany do przestrzegania zasad bezpieczeństwa, opisanych na firmowej folii zabezpieczającej butlę, na naklejce znajdującej się na butli oraz na naszej stronie internetowej.

- Takie sytuacje, jak te w Krościenku, zdarzają się niezmiernie rzadko - zapewnia Anna Mikosz.

ad