2013-06-12 18:14:17
z mesy - jak najbardziej prawdziwe
Niektóre z tych opowiastek są jak najbardziej prawdziwe. Inne zasłyszane, więc mogą być ubarwione. Raczej nie przypuszczam, by były wymyślone, chociażby z tego względu, że na statkach często zdarzały się sytuacje tragikomiczne. A realne życie pisało historyjki, które trudno byłoby wymyśleć pisarzowi czy też scenarzyście fantastyki, niekoniecznie naukowej.
Podczas egzaminu do Szkoły Morskiej któryś z egzaminatorów pyta kandydata, czy posiada kartę pływacką. Kandydat patrzy na niego raczej bardzo zdziwiony i w końcu pyta: to co wy, statków nie macie w tej flocie?
Statek PLO wraca z dalekomorskiego rejsu, takiego, który trwał grubo ponad pół roku. Na nabrzeżu rodziny marynarzy, żony z dziećmi, narzeczone, kochanki, rodziny. Wszystkie panie, prócz jednej żony bosmana, z bukietami kwiatów. Bosman, oparty o burtę na dziobie krzyczy: "Zosiu, a ty czemu bez kwiatów". Na co małżonka z nabrzeża: "Ale za to z czystym sumieniem".
Do monopolowego sklepu w Gdyni na Świętojańskiej wchodzi gościu i mówi: "Nazywam się Jan Nowak i jestem marynarzem na "Ziemi Sądeckiej". Poproszę litr czystej wyborowej". Na to sprzedająca :"Proszę pana, jak pan kupuje alkohol, nie musi się pan przedstawiać...". "Muszę" - słyszy w odpowiedzi - "Bo ja nie chcę być żadnym anonimowym alkoholikiem"
W pierwszych dniach rejsu, poznawanie nowo zamustrowanych na statek członków załogi odbywało się najczęściej przy jakiejś butelczynie i tzw. "marynarskiej pile" - czyli rozmowach o wszystkim i o niczym. Często słyszało się od kolegi czy kogoś z załogi "Chodź do mnie, popiłujemy" albo "chodź na piłę". Oznaczało to zaproszenie na "szpardek" (pokład na rufie, gdzie można się było opalać) lub do kabiny, gdzie przy szklaneczce piwa rozmawiało się o przysłowiowej "d... Maryni" i jak to w marynarskich rozmowach, często ta "d..." była bardzo ważnym tematem.
Na pewnym statku po wyjściu z Gdyni załoga pokładowa zebrała się w jednej z kabin. Kilku było ze starej załogi, nowi znali się z nimi najczęściej z innych statków na których razem kiedyś pływali. Dzielili się swoimi losami z czasów, kiedy się nie widzieli. Jeżeli nikt nie był "morskim żółtodziobem" a pełnoprawnym marynarzem, to opowiadał o swoich ostatnich rejsach, urlopie itp. Nie brakowało w tych opowieściach oczywiście kobiet.
No więc w tej kabinie odbywało się wspólne rozpoczęcie rejsu przez "pokład". Przy piwie i szklaneczce czegoś mocniejszego siedziało kilkunastu marynarzy. Nowo zamustrowany cieśla, opowiadał innym, że ze względu na stan zdrowia był na tzw. "deymance" ponad pół roku.
Tutaj kolejne wyjaśnienie. "Deyman" - na statku w morzu to marynarz lub motorzysta nie pełniący wacht (4 godziny wachty i 8 godzin odpoczynku) tylko pracujący na pokładzie lub w maszynie 8 godzin dziennie (w strefie tropikalnej 6 godzin pracy). "Deymanem" określało się też marynarzy, którzy z różnych powodów oczekiwali na wciągnięcie na listę załogi (tzw. zamustrowanie) jakiegoś statku. By zamustrować na statek trzeba było mieć aktualne świadectwo zdrowia. Najczęściej wyrabiało się je co 3 lata, po urlopie, przechodząc wszelkie badania, łącznie ze stomatologicznymi, prześwietleniami, wizyt w gabinecie "skórnym" też nie wyłączając.
Nie na każdym statku było stanowisko lekarza. Lekarze z dyplomami Akademii Medycznej pływali najczęściej na statkach idących w długie rejsy, gdzie tzw. przelot (czyli rejs z portu do portu) trwał czasem kilka tygodni. Na mniejszych statkach i krótszych liniach obowiązki lekarza pełnił II oficer (po odpowiednim kursie pierwszej pomocy), dlatego dbano o to, by załoga wychodziła w rejs zdrowa. Tym bardziej, że za wizyty w szpitalu czy u specjalisty w obcym porcie armator musiał płacić w dewizach.
Ale wracajmy do zdarzenia. Nowy cieśla, który pływał już kiedyś z dwoma marynarzami na innym statku opowiadał, że oczekując na uzyskanie świadectwa zdrowia, wcale, ale to wcale na tej akurat "dejmance" nie narzekał.
"Wiecie, miałem kobitkę, świetna babka. Przez prawie dwa miesiące u niej nocowałem" - opowiadał tym, co chcieli słuchać - "To chyba też jakaś marynarzowa, bo po tych afrykańskich maskach na ścianie jakie były w mieszkaniu można się było zorientować. Nawet od czasu do czasu wyrzuty sumienia miałem, że tak jakiemuś marynarzowi rogi przyprawiam, ale warta tego była. I chyba jakieś dwa tygodnie temu jej stary musiał przypłynąć, bo powiedziała, że jak na razie nie możemy się spotykać. Szkoda, bo blisko portu mieszkała, jak mnie się trafiła deymanka na statku w Nowym Porcie to już do Domu Chłopa (tak nazywano Dom Marynarza w Gdyni) nie wracałem tylko do Beatki na Aleję Wojska Polskiego zasuwałem...".
W tym momencie bosman, zajęty opowiadaniem czegoś innemu marynarzowi przerwał i zapytał cieślę: "Beatka z Nowego Portu z Wojska Polskiego, mówisz?"
"Tak" - odpowiedział cieśla - na Wojska przy pętli zaraz mieszkała..."
"Pod 21 na II piętrze" - pytał dalej bosman.
"Tak, na drugim piętrze, a co znasz ją" - tym razem pytanie zadał cieśla.
Trzeba było widzieć jego minę kiedy usłyszał odpowiedź "No trudno, żebym własnej żony nie znał".
Zbladł i zaniemówił, przed chwilą jeszcze taki elokwentny w tym momencie nie potrafił wydobyć z siebie głosu...
"Słuchaj stary, to nie tak jak myślisz" - zaczął mówić chociaż doskonale zapewne wiedział, że ta przemowa nic nie da.
"Szwagier, skończ pier... i leć do ochmistrza po "skacza", sami wypijemy" - przerwał mu bosman.
Faktycznie, wynieśli się z tego "zebrania załogowego" i udali się na bardziej prywatne spotkanie do kabiny bosmana.
Ale, zdziwiłby się ten, kto by pomyślał, że niespodziewane spotkanie tych dwóch "szwagrów" zakończyło się jakimiś zapasami czy innym boksem. Od tego dnia byli to najlepsi przyjaciele na statku.
I trzeba było widzieć minę tej pani, kiedy stojąc na kei i wypatrując męża nagle zobaczyła ich obu opartych o burtę radośnie do niej machających.
Kwiaty jakie miała na powitanie wypadły z jej ręki i zamieniła się w żonę Lota...
Cóż, w tym przypadku bardzo popularne wśród marynarzy powiedzenie "Ty tutaj w morzu a żonę tam dejman odwiedza i dopieszcza" okazało się jak najbardziej na miejscu. Jak się cała historia zakończyła nie wiem, bo zarówno bosman jak i cieśla (który na ten rejs dostał tzw. warunkowe świadectwo zdrowia) zeszli ze statku. Ponoć wszyscy w trójkę żyli długo i szczęśliwie....
Ich historia stała się bardzo popularna nie tylko w PLO ale w całej polskiej flocie handlowej i rybackiej a świadkowie tej pierwszej ich rozmowy w kabinie nauczyli się, by nigdy, ale to przenigdy, nie podawać danych jakiejś pani, mogących w jakikolwiek sposób ją zidentyfikwać....
Na jednym ze statków zmarł nagle ochmistrz.
Ponieważ do Gdyni pozostało może nie całe dwa tygodnie rejsu a rodzina nie zgodziła się na pochówek w morzu, cieśla zbudował trumnę, którą umieszczono w opróżnionej chłodni przenosząc z niej prowiant do dwóch pozostałych.
III kucharzem był robiący pierwszy morski rejs niejaki Marek, któremu zmarły ochmistrz bardzo uprzykrzał życie w czasie podróży. Nie dosyć, że nigdy nie by zadowolony z jego pracy i komentował to zawsze zdrobniając jego imię (źle pan to zrobił Mareczku, to jest niedokładnie umyte panie Mareczku itp.) to jeszcze bez przerwy wynajdywał mu różne zajęcia nawet w czasie przeznaczonym na odpoczynek.
Kiedy zmarłego umieszczono w chłodni, dwoje pozostałych na statku „kuków” (szef kuchni i tzw. II kucharz) pocieszyło trzeciego kolegę, że jak będzie rano schodził do chłodni po prowiant, to niech lepiej bardzo uważa, bo duch ochmistrza z pewnością mu nie odpuści.
Marek, zaczynając przed 6 rano, kilkakrotnie razy dziennie schodził stromą tzw. zejściówką ( wąski wewnętrzny korytarzyk ze schodami) pod pokład przynosząc z chłodni potrzebne do przygotowania posiłków jedzenie. Warto dodać, że Marek był raczej mocno wierzący w różne nadprzyrodzone zjawiska, wróżył sam sobie z kart układając pasjanse więc i wiarę w duchy zmarłych miał raczej mocną.
Na drugi dzień rano, II kucharz tuż przed pierwszym rannym spodziewanym pójściem Marka po prowiant wszedł do zejściówki i pomagając sobie rękami i nogami „zaklinował się” o ścianki nad drzwiami wejściowymi tak, że zawisł nad schodami i wchodzący go nie widział.
Kiedy Marek postawił nogę na pierwszym stopniu, nagle nad jego głową rozległ się przenikliwy gwizd i usłyszał zniekształcony przez chustę na twarzy ryk – co tak późno panie Mareczku…
Marek wypuścił z rąk metalowe pojemniki na prowiant, które z ogłuszającym brzękiem budząc śpiącą na tej burcie w kabinach załogę spadły w dół odbijając się o schody. Wystraszony źle postawił nogę i sam poleciał koziołkując przez kilkanaście schodów. Kucharz, który strasząc kolegę spowodował upadek Marka w dół zejściówki widząc, co narobił chciał teraz jak najszybciej znaleźć się przy nim. Zeskoczył znad drzwi na schody i nie trafił stopą w stopień, co spowodowało, że z krzykiem runął na dół. Marek, nie tylko nieźle pobijany i ze złamaną lewą ręką ale i śmiertelnie przestraszony zaczął podnosić się w momencie, gdy coś rycząc wniebogłosy spadło mu na plecy. Wtedy zemdlał.
Bo czy cokolwiek mogło bardziej pogłębić jego wiarę w duchy niż to, że nielubiany przez niego zmarły nie tylko na niego krzyczy zza światów ale jeszcze dodatkowo skacze mu na plecy powalając go na ziemię?
Mimo, że Marek zamortyzował upadek II kucharza, ten złamał sobie prawą rękę…
Na szczęście na tym statku, który pływał na linii dalekowschodniej był lekarz z prawdziwego zdarzenia.
Już za dwie, trzy godziny pod kuchenny bulaj wychodzący na pokład rufowy podchodziła procesja załogi wolnej od wacht i zaglądała do kuchni patrząc jak dwaj kucharze wspólnie gotują zupę. Podczas gdy jeden, mając zagipsowaną prawą rękę uniesioną na "szynie" w górę, lewą trzymał gar, drugi, z uniesioną na "szynie" w górę lewą ręką, trzymając w zdrowej prawej wielką chochlę mieszał zupę…
Statek m/s Jasło, który przez długi okres czasu kursował regularnie pomiędzy Gdynią a Ipswich w Wielkiej Brytanii, został przeniesiony na linię śródziemnomorską.
Trafił mu sie port Dures w Albani, gdzie w dwóch ładowniach mocowano kartony ze słynnym w Polsce w latach 70 ub. wieku albańskim, chyba trzygwiazdkowym, koniakiem Skandenbergiem. To taki albański bohater narodowy - znany też jako Gjergij Skenderbeu - walczący z Turkami. (Jego imieniem w Albanii nazwano miasto, wiele fabryk, m.in. wspomniany koniak a w czasie II wojny jego imię nosiła jednostka albańskich ochotników "SS").
Pokładowy "chief" (I oficer z pokładu) odpowiedzialny za zgodną ilość ładunku z dokumentami przewozowymi i jego prawidłowe rozmieszczenie w ładowniach wyznaczył z załogi pokładowej tzw. "liczmenów".
Ich praca polegała na tym, że w czasie gdy dźwig przenosił paletę z kartonami z nabrzeża na statek, zatrzymywał na chwilę ładunek nad pokładem. Wtedy "liczmeni" liczyli ilość kartonów na palecie (najczęściej było ich 50).
Powiedzmy co 30 unos, krzyczeli do albańskiego "liczmena" nadzorującego ładunek na kei, że jest ich 49. Wtedy Albańczyk kręcąc głową, "że nie" krzyczał, że jest ich tylko 48 (mimo, że była pełna paleta z 50 kartonami). Zarówno "liczmen" na kei jak i ten na pokładzie zapisywali 50 kartonów, ale w swoich notatkach robili odpowiedni znaczek. Kiedy kończyła się ich praca, przed ostatnim unosem podliczali te znaczki. Wychodziło ich np. 10 , które dzielono przez dwa i na ostatnim unosie było o 5 kartonów mniej, mimo, że obydwaj "liczmeni" odznaczali 50. Drugie 5 kartonów mógł już z ładowni zabrać polski "liczmen".
Chief przed rozpoczęciem załadunku zrobił odprawę "pokładu" i powiedział mniej więcej tak - "Panowie, ja o niczym nie chcę wiedzieć, ale jak nie dostanę swojej działki, to będziemy się gniewać".
Po "liczmance" marynarz ze swojej kabiny zabrał jeden karton i zaniósł go "chiefowi" mówiąc, że przyniósł "działkę".
Chief najpierw piorunując go wzrokiem stwierdził, że chyba im (marynarzom) odbiło a później kazał postawić karton w swojej łazience. Marynarz dołożył do kilkunastu stojących juz tam kartonów i ten przyniesiony...
Gwoli wyjaśnienia, by nie było, że ... mniejsza z tym co.
Przy każdym takim załadunku oficerowie wachtowi z agentami portowymi mieli możliwość podpisania protokołu, że tyle a tyle razy ładunek zsunął się z palety i uległ zniszczeniu. Czasem taki protokół był jak najbardziej potrzebny, a czasem się zdarzał tylko na papierze przy zadowoleniu zarówno agenta jak i załogi statku.
Jasło, wioząc dwie ładownie koniaku z zaplombowanymi do nich zejściówkami wracało do Gdyni tuż przed świętami Bożego Narodzenia.
Władze chciały dać na święta coś "ekskluzywnego i bogatego" na sklepowe półki więc pozostałe dwie ładownie były pełne zabranych z Oranu w Maroku cytrusów. Ale, nie w tym rzecz, bo cytrusów ze względu na temperaturę w kabinach się nie dało trzymać, natomiast alkohol w postaci koniaku jak najbardziej.
Kilka dni przed Gdynią chief wydał dyrektywę, by jeżeli ktoś "przypadkowo" ma w swojej kabinie butelki "Skandenberga" niech lepiej ten koniak przeleje w "co się da". Bo jedynie butelki z pieczątką na etykiecie "Seamen FreeShop - Dures Albania" uchronią go przed posądzeniem o kradzież ładunku, gdy butelkę koniaku znajdą w jego kabinie polscy celnicy.
I nagle "pokładowcy" zaczęli przetrząsać statek i pytać sąsiadów z maszyny lub stewardów czy nie mają pustych butelek po mineralnej, coca coli, piwie itp.
Koniak znalazł się nawet w kabinowych termosach a i tak trwały dalsze gorączkowe poszukiwania pustych naczyń.
Wtedy na statkach za sprzęt bezpieczeństwa odpowiedzialny był III oficer pokładowy. Ten sprzęt to nie tylko wszystko związane z bezpieczeństwem pożarowym ale też np. szalupy, koła ratunkowe i kapoki.
A w szalupach były zbiorniki wody pitnej. W karnistrach, ale też w takich "zbiornikach burtowych", z których przy zmianie wody, można ją było wylać odkręcając korek w dnie szalupy zawieszonej na tzw. żurawikach.
Jak to we flocie bywało, kiedy jakiś statek przybił do kei w polskim porcie, przychodzili do załogi koledzy z innych statków stojących w pobliżu. To było jak najbardziej normalne, przecież wiedziało się na jakim statku pływał dobry kolega czy przyjaciel ze wspólnego rejsu na innym. Więc się odwiedzało swoich przyjaciół i znajomych i z tej okazji wypijało się jakąś szklaneczkę czy dwie. Tak było i z "Jasłem", które wróciło z tego śródziemnomorskiego rejsu.
I wtedy na "Jaśle wyglądało to mnie więcej tak, że ci z załogi co w rejsie płynęli na wachcie III oficera, tego odpowiedzialnego m.in. za szalupy, kiedy odwiedzili ich znajomi biegli z wiaderkiem na pokład szalupowy. Tam odkręcali korek zbiornika wody w szalupie i do wiaderka czy innego naczynia ciekło coś, co na pewno nie było wodą pitną....
-
USŁUGI | budowlane
REMONTY, WYKOŃCZENIA, PŁYTKI, PANELE, MALOWANIE itp. OBRÓBKI BLACHARSKIE (balkony, tarasy, podbitki). 796 544 016. -
MOTORYZACJA | sprzedaż
SKUTER SNIEŻNY POLARIS. 515 503 494. -
NIERUCHOMOŚCI | wynajem
Do wynajęcia MIESZKANIE, I piętro, Waksmund. 515 503 494. -
NIERUCHOMOŚCI | sprzedaż
DOMEK LETNISKOWY W GORCACH. 515 503 494. -
NIERUCHOMOŚCI | sprzedaż
ZAKOPANE - MIESKZANIE ul. Orkana, 36.70 m, Ip., cena 615.000. Nieruchomości: 502 350 983 -
NIERUCHOMOŚCI | sprzedaż
KOŚCIELISKO - LOKALE NIEMIESZKALNE: 27,48 m cena 440.000 zł i 23,52 m cena 375.000. Nieruchomości: 502 350 983. -
PRACA | dam
PRODUCENT ŻYWNOSCI w Zakopanem zatrudni PRZEDSTAWICIELA. Praca stała, dobre warunki. 604 102 804, 602 285 793. -
USŁUGI | budowlane
FLIZOWANIE, REMONTY, WYKOŃCZENIA. 882080371. -
USŁUGI | budowlane
KAMIENIARSTWO. 882080371. -
MATRYMONIALNE
Aktywny przedsiębiorca, bez nałogów, dobrze sytuowany, właściciel domu pod Krakowem, poszukuje ciepłej i serdecznej Pani 35-55 lat, bez dzieci lub z dorosłymi. Chciałbym wspólnie odkrywać świat. Proszę o oferty ze zdjęciem: krzysztofkrisj@gmail.com. krzysztofkrisj@gmail.com -
PRACA | dam
Z. R. GŁOWACCY ZATRUDNI PRACOWNIKÓW BUDOWLANYCH DO ROBÓT WYKOŃCZENIOWYCH W ZAKOPANEM. 608 813 506 -
PRACA | dam
MAGAZYNIER w Sklepie Internetowym w Jabłonce Praca dla młodego chłopaka Zakres obowiązków: -Przyjmowanie i kontrola dostaw -Kompletowanie i pakowanie zamówień -Układanie i dbanie o porządek towarów w magazynie -Współpraca z innymi działami firmy. 538445663 SportoweStyle.pl sklep@sportowestyle.pl
Tel.: 538445663 -
PRACA | dam
NIEMCY - MURARZ, CIEŚLA, MALARZ, OCIEPLENIA, SPAWACZ, ELEKTRYK, KRANISTA. 601-218-955 -
PRACA | dam
WIZY USA, WYJAZDY, ZIELONA KARTA. 501 809 644 -
PRACA | dam
CENTRALNY OŚRODEK SPORTU w Zakopanem zatrudni INSPEKTORA DS. ZAMÓWIEŃ PUBLICZNYCH. Tel.: 18 263 26 60, www: https://bip.cos.pl/1509/zakopane -
NIERUCHOMOŚCI | sprzedaż
DZIAŁKI W SZAFLARACH przy zakopiance 6198/2 i 6200/7 o łącznej pow. 823 m2. Kwota 70.000 zł. DZIAŁKI W SZAFLARACH przylegające do siebie o nr. 6251, 6252/1 i 6252/2 i 6264 o łącznej pow. 71 arów. Kwota 320.000 zł. 517 625 354. -
KUPNO
Kupię STARY SOSRĄB Z GÓRALSKIEJ IZBY. 605 306 244 -
RÓŻNE
PRZYJMĘ ZIEMIĘ, GRUZ. 608729122. -
PRACA | dam
Przyjmę BRYGADĘ MURARZY. Praca Niemcy. 608729122. -
BIZNES
Wydzierżawię działkę w Ludźmierzu przy trasie Nowy Targ-Czarny Dunajec lub przyjmę reklamę. 608 729 122. -
PRACA | dam
Przyjmę MURARZA. Praca Polska, Niemcy. 608729122. -
MOTORYZACJA | kupno
KUPIĘ MERCEDESA SPRINTERA (roczniki 1995-2010). 531 666 333. -
KUPNO
Kupię STARĄ GÓRALSKĄ SZAFĘ. 605 306 244 -
MOTORYZACJA | kupno
KUPIĘ KAŻDĄ TOYOTĘ. OSOBOWE, TERENOWE. CAŁE LUB USZKODZONE. 531 666 333. -
NIERUCHOMOŚCI | sprzedaż
Sprzedam DZIAŁKĘ (ŁĄKĘ) W ROGOŹNIKU (od rzeki do granicy Maruszyny koło mostu), nr. dz. 1945/13. Tel. 0017739272019, 18 26 34 777. -
USŁUGI | budowlane
USŁUGI BLACHARSKO-DEKARSKIE, KRYCIE I PRZEKRYCIA DACHÓW, KOMINY, BALKONY, RYNNY, GZYMSY, FASADY. 889 388 484. -
PRACA | dam
Przyjmę DO OPIEKI NAD STARSZĄ OSOBĄ. 602 534 193. -
SPRZEDAŻ | różne
Sauny Ogrodowe na zamówienie|Transport Podhale. https://saunyeden.pl/ 794964176 kacper.piczura@gmail.com
Tel.: 794964176 -
PRACA | dam
PIEKARNIA W ZAKOPANEM ZATRUDNI PIEKARZA. Na stałe, umowa. 602 759 709 -
PRACA | dam
Zatrudnię SPRZEDAWCZYNIĘ DO SKLEPU SPOŻYWCZEGO W ZAKOPANEM. 602 759 709 -
MOTORYZACJA | sprzedaż
GRAND VITARA 2003 r., do wymiany pompa paliwa, po lifcie, 7.000 do negocjacji. 880 363 281. -
NIERUCHOMOŚCI | wynajem
Do wynajęcia POKÓJ W PORONINIE. 880 390 028. -
USŁUGI | inne
MYCIE DOMÓW DREWNIANYCH z zewnątrz i wewnątrz. WOLNE TERMINY. 880 363 281. -
IMPREZY OKOLICZNOŚCIOWE
OKOLICZNOŚCIOWY PRZEWÓZ OSÓB MERCEDES V-Klasa z KIEROWCĄ, BIAŁE BMW X7 z KIEROWCĄ. IMPREZY OKOLICZNOŚCIOWE, WESELA, TRANSFERY itp. Telefon: 602 290 555 -
USŁUGI | budowlane
BUDOWY DOMÓW OD PODSTAW ORAZ WIĘŹBY DACHOWE WRAZ Z POKRYCIEM. 572624414. -
PRACA | dam
Młoda i energiczna osoba poszukiwana do pracy w wakacje, a poza wakacjami weekendy... stala praca... kontakt 604 971 789... praca pod Gubalówką. 604971789 w.bukowski1985@gmail.com
Tel.: 604971789 -
PRACA | dam
ZATRUDNIMY W KARCZMIE oraz W BARZE MLECZNYM: KUCHARZA, POMOC KUCHENNĄ, OBSŁUGĘ BARU MLECZNEGO. Zakopane, bez zakwaterowania - 600 035 355. -
USŁUGI | inne
WYCINKA, PRZYCINKA DRZEW W TRUDNYCH WARUNKACH - 691 317 098. -
NAUKA
BRANŻOWA SZKOŁA I STOPNIA CECHU RZEMIOSŁ RÓŻNYCH I PRZEDSIĘBIORCZOŚCI W ZAKOPANEM OGŁASZA NABÓR DO KLAS PIERWSZYCH O KIERUNKACH WIELOZAWODOWYCH NA ROK SZKOLNY 2025/2026, więcej na www.szkolacechowa.pl, ZAPRASZAMY !!! Tel. 18 20 68 501 -
NAUKA
BRANŻOWA SZKOŁA I STOPNIA CECHU RZEMIOSŁ RÓŻNYCH I PRZEDSIĘBIORCZOŚCI W ZAKOPANEM OGŁASZA NABÓR DO KLAS PIERWSZYCH O KIERUNKACH WIELOZAWODOWYCH NA ROK SZKOLNY 2025/2026, więcej na www.szkolacechowa.pl, ZAPRASZAMY !!! Tel. 18 20 68 501 -
USŁUGI | budowlane
MALOWANIE DACHÓW I ELEWACJI. 602 882 325. -
USŁUGI | budowlane
HYDRAULIK - 660 404 104. -
KUPNO
Kupię LIMBĘ na pniu. 605 306 244 -
USŁUGI | budowlane
OCIEPLANIE DOMÓW na materiałach wysokiej jakości. 787 479 002. -
SPRZEDAŻ | różne
DREWNO KOMINKOWE. 501 577 105. -
USŁUGI | budowlane
OGRODZENIA, www.hajdukowie.pl. 692 069 284.