Film drogi czy opera mydlana.

     Sezon ogórkowy nam w tym roku raczej nie grozi. Przed nami kulminacja, jeszcze tylko kilka miesięcy i znowu pies z kulawą nogą nie będzie się nami interesował. Ośrodki badania opinii publicznej mają żniwa, wypluwają kilka razy w tygodniu wyniki różnych badań, które motywują wszelkiej maści polityków do działania. Słupki w dół - no to bramki na autostradzie w górę. Pomysł marny, ale przecież populizm od zawsze jest u nas w modzie. Daleko nam do USA, gdzie kampanie wyborcze to zupełnie inny niżu nas poziom dyskursu społecznego. Amerykanie zjedli na tym zęby, my mam wrażenie ciągle jeszcze ząbkujemy. Przed nami daleka droga do normalności. W Polsce politycy aktywizują się co cztery lata, przepoczwarzają się jak larwy i ubrani w błękitne koszule z uśmiechem na twarzy wychodzą szukać poparcia. Zapewne gdzieś przeczytali, że im wyższa suma uściśniętych dłoni tym większa szansa na sukces. A po wygranej amnezja i hibernacja.
     Wakacje to czas podróżowania, może stąd pomysł na objazd Polski autobusem i pociągiem. Ciekawe czy z ważnym biletem. Ale będzie kilometrówka do rozliczenia. Politycy bliżej zwykłych ludzi i ich problemów. Jakie to piękne i wzruszające. Niestety kojarzę te wycieczki z gospodarskimi wizytami dawnych partyjnych dygnitarzy. Mam nadzieję, że dzisiaj już nikt nie maluje trawy na zielono, chociaż niczego nie można być pewnym. Obecnie demokracja przegrywa z lenistwem wyborczym, czyli żenująco niską frekwencją. To jasny sygnał dla polityków, że społeczeństwo już dawno dało im czerwona kartkę. A oni ciągle to samo. Aby Polska rosła w siłę a ludziom żyło się dostatnio. Alfred Hitchcock mawiał „Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć”. Mam dziwne przeczucie, że u nas będzie podobnie. Referendum, wybory a potem napięcie będzie nieprzerwanie rosło.
Zobaczymy, kto będzie reżyserem filmu, w którym tak czy inaczej będziemy statystami.