Pieska przeprowadzka – nie likwidacja

Po naszych interwencyjnych tekstach odnośnie dzikiego azylu przy placu Niepodległości 5 sprawa zbyt wielkiej liczby psów trzymanych w jednym z mieszkań zmierza do rozwiązania. Pisaliśmy ostatnio („Koniec dzikiego azylu”), że córka pani Janiny przygarnie większość psów. Jednak szybka likwidacja uciążliwego dla sąsiadów zwierzęcego inwentarza wzbudziła zaniepokojenie Tatrzańskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.

– Nie została nigdzie zweryfikowana ani liczba, ani stan zdrowia zwierząt, jakie znajdowały się przed likwidacją. Może to oznaczać, że nie wszystkie z nich zostaną przeniesione do domu córki właścicielki psów – podkreśla Beata Czerska, prezes TTOnZ. Przypomina, że pomimo zawiadomień ani Prokuratura ani Inspekcja Weterynaryjna nie udzieliły odpowiedzi co do podjętych przez nie działań. – Jeśli nie doszło do porzucenia lub utylizacji zwierząt, to jakie warunki zostaną zapewnione psom w nowym miejscu i czy to nie przeniesienie owego dzikiego azylu do innego miejsca? – pyta Beata Czerska.

Jednak to właśnie pod adresem TTOnZ wysuwa zarzuty bezczynności w sprawie dzikiego azylu córka pani Janiny. I podkreśla, że nigdy nie było w mieszkaniu dwudziestu psów.

– W życiu nie było tam tylu psów! To są jakieś totalne bzdury – tłumaczy córka pani Janiny. – Jak przyjechałam, to mama trzymała tylko siedem psów.

Przypomina też, że przed rokiem sytuacja była do opanowania, ponieważ ochroniarze z Niemiec chcieli wziąć nie tylko nadmiar psów z placu Niepodległości, ale ze względów logistycznych zainteresowani byli także innymi czworonogami ze schroniska. – Tym psom od mamy porobiono zdjęcia, ale żeby transport się opłacał, Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami z Zakopanego miało zorganizować listę z imionami psów do wzięcia z nowotarskiego azylu na Kowańcu. Rok minął i nic nie zrobiono. Poza tym, jakbym miała te psy pozabijać, to już dawno nie byłoby żadnego problemu. Ja wzięłam tyle, ile mogę do mojego domu w Opolskiem. Docelowo niedługo wezmę pozostałe psiaki, a także rodziców – podsumowuje córka pani Janiny. Wyjaśnia, że musi jednak dokończyć prace budowlane w swoim domu.

Rafał Gratkowski

Z ostatniej chwili: niewykluczone, że psy wrócą z przeprowadzki pod Giewont. – Znów jestem w Zakopanem, bo obrońcy zwierząt nasłali na mnie policję i prokuraturę. Posądzają mnie, że psy poszły „na smalec”. Więc mój mąż stwierdził, że dość już tego, skoro sami nie chcieli, a nam nie pozwalają po ludzku rozwiązać problemu, to my te psy przywieziemy wam z powrotem – podsumowuje córka właścicieli czworonogów.