Burmistrz Grzegorz Watycha podpisał dziś umowę z wykonawcą - Krzysztofem Łukaszczykiem na budowę Punktu Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych (PSZOK). W ciągu 6 miesięcy przy Jana Pawła II powstanie rampa, na którą wystarczy podjechać samochodem i wyrzucić odpady do odpowiedniego kontenera.
Mieszkańcy miasta będą mogli za darmo zostawić tu zużyte baterie i akumulatory, sprzęt elektryczny i elektroniczny, meble i inne odpady wielkogabarytowe, zużyte opony, odpady budowlane i rozbiórkowe, przeterminowane leki i chemikalia, popiół, odpady ulegające biodegradacji, ze szczególnym uwzględnieniem bioodpadów, metal, papier, tworzywa sztuczne, opakowania wielomateriałowe, szkło, tekstylia i odzież, a także odpady niekwalifikujące się do odpadów medycznych powstałe w gospodarstwie domowym w wyniku przyjmowania produktów leczniczych w formie iniekcji i prowadzenia monitoringu poziomu substancji we krwi, w szczególności igieł i strzykawek.
System obejmować będzie także 64 minipunkty na terenie całego miasta, gdzie można będzie zostawić posegregowane odpady. Na jego realizację udało się miastu pozyskać prawie 4 mln zł. Pieniądze maja wystarczyć dodatkowo na działalność propagującą segregację śmieci.
Ale po co?
Obecnie istniejący punkt selektywnej zbiórki odpadów prowadzony jest przez konsorcjum FCC zajmujące się zbiórką i segregacją odpadów niemal na całym Podhalu. Skoro więc PSZOK już istnieje, to po co budować drugi?
- Ustawa nakłada na gminę obowiązek posiadania PSZOK-a. To pozwoli nam uporządkować sytuację. Bywało tak, że trzeba było stać w kolejkach, gdzie na rozładunek czekały duże samochody z innych gmin. Były awantury. Chcemy usprawnić system, ale też sprawdzać czy mieszkaniec, który przywozi odpady ma podpisaną deklarację i płaci u nas za śmieci - podkreśla Grzegorz Watycha.
Jak dodaje, własny PSZOK to także zabezpieczenie na wypadek, gdyby w przyszłości inna firma wygrała przetarg na odbiór śmieci i zmieniła plany jeśli chodzi o odbiór selektywny.
Będą represje
Zbiórka odpadów w PSZOK-u nie będzie obejmować firm, a jedynie indywidualne gospodarstwa domowe. Nadal obowiązywać też będą limity, tak by wiadomo było, że ktoś przywozi odpady np. po remoncie własnej łazienki, a nie efekt prac budowlanych u klientów.
Choć nadal jednym z największych problemów Podhala są dzikie wysypiska, które pozostawiają często budowlańcy. W ramach "oszczędności", by nie zapłacić za odpady wola wyrzucić je na dziko.
- Niestety, firmy musza liczyć się z tym, że jeśli wykonują komuś remont za 50 tys. zł to musza do tego wliczyć 1,5 tys. zł za 1,5 tony gruzu. To powinno być oczywiste, ale ludzie wolą sobie obniżać koszty. Niestety jedyna metoda jaka mamy do walki z tym zjawiskiem to represje - dodaje burmistrz.
A te zaczynają być coraz bardziej skuteczne między innymi dzięki systemowi fotopułapek rozkładanych w miejscach, gdzie łatwo jest wyrzucić odpady. W ostatnim czasie wpadło w ten sposób 5 śmieciarzy, o czym pisaliśmy też na naszych łamach.
fig