Roman Latoń osiągnął już wiek emerytalny więc nie będzie bezrobotny. W leśnictwie przepracował już 47 lat. Jego stanowisko przejmie Józef Oskwarek, leśniczy z Orawy.
- Jakie leśnik ma plany, udając się na emeryturę? Bo miastowemu marzy się domek w lesie...
- Po pierwsze, odchodząc na emeryturę, człowiek myśli, czy się spełnił przez te kilkadziesiąt lat pracy.
- I co?
- I ja się czuję leśnikiem spełnionym. Wybudowałem dom, posadziłem nie jedno, a tysiące drzew i mam syna, w dodatku także leśnika. A zawodowo to, co zamierzałem, to zrealizowałem. Dużo udało się zrobić, jeśli chodzi o przebudowę drzewostanu i przygotowanie do zmian klimatycznych. Zamieniamy gatunki - głównie świerka na buka i jodłę. Mamy tego już prawie 60% powierzchni. Teraz realizujemy przebudowę w masywie Babiej Góry. Tam się już rozlatują drzewostany świerkowe. Niestety, zmiany klimatyczne, głównie susze i gorące lata, powodują, że świerk tego nie wytrzymuje, a na osłabione drzewa przychodzi kornik. W reglu dolnym, bo w takim głównie gospodarujemy, powinny być 3 podstawowe gatunki - buk, jodła i świerk, prawie równo po 30%. Te pozostałe 10% to domieszki - modrzew, lipa, jawor i inne gatunki, jakie w zależności od siedliska można by wykorzystać. Zrobiliśmy też bardzo dużą liczbę dróg leśnych. Szukaliśmy pieniędzy na to w różnych źródłach.
- Już nie są one wykorzystywane tylko przez leśników...
- We współpracy z samorządami powstają trasy rowerowe, jest dużo ścieżek edukacyjnych, a także miejsc wypoczynkowych. To też oznacza zmianę lasu na otwarty dla ludzi, gdzie mogą wypocząć, miejsce rekreacji, edukacji.
- Las to już nie "fabryka drewna"?
- Produkcja jest, bo ona musi być. Trzeba jasno powiedzieć, że te lasy rąbało się w Polsce przez ostatnie 100 lat. I teraz, nagle pojawił się jakiś problem? To przecież jedyne na świecie dobro odnawialne i przy dobrym gospodarowaniu będziemy go mieć zawsze. Drewno jest surowcem ekologicznym, a traktujemy go gorzej niż ekogroszek. Do pieców na ekogroszek się dopłacało, a wykorzystujących pirolizę drewna - już nie. Dla mnie to największe kuriozum.
- Co więcej, wprowadza się zakaz palenia drewnem.
- Właśnie, nawet kominki chcą likwidować.
- Żeby chronić lasy.
- Ale to nieprawda! Problem mają właściciele lasów prywatnych, gdzie zalegają tysiące metrów sześciennych drewna. We Wspólnocie Witowskiej inwentaryzujemy w tej chwili 15 tys. kubików drewna, które nie zostało pozyskane, a zostało wydzielone. Mamy problem ze zbytem drewna opałowego. Nie ma u nas przemysłu przeróbczego na drewno stosowe. Nie produkujemy celulozy, papieru, sprowadzamy je z dalekich krajów.
- Bo przekonujemy, że w ten sposób chronimy lasy.
- I to jest właśnie przewrotne. Społeczeństwo jest niedoedukowane i nie ma możliwości racjonalnego wyboru.
- Chrońmy więc lasy także przed myśliwymi.
- I to też głupota. Niestety, całe funkcjonowanie populacji zwierząt dziko żyjących zostało rozregulowane na tyle, że bez myśliwych nie uda się zachować równowagi. Może u nas tego nie dostrzegamy, bo na Podhalu nie mamy takiego nagromadzenia zwierzyny, ale popatrzmy na Polskę północną. Tam, gdzie są uprawy kukurydzy, obserwujemy chmary jeleni liczące po 300 sztuk. One nie żyją w lesie - wchodzą w kukurydzę jak tylko wyrośnie i z niej praktycznie nie wychodzą. Podobnie, jeśli chodzi o dziki. Mówi się, że wilki, które są pod ochroną, mogą to wyregulować. Być może, ale to wszystko jest tak rozregulowane, że powinno się prowadzić odstrzał zwierzyny. A do tego dziczyzna to mięso najlepszej jakości. Ono powstało przy skarmianiu naturalnych, leśnych, nieskażonych roślin.
- Tyle że dziczyzna jest droga.
- No tak, ale rozbierając 17-kilogramową sarnę, zostaje tylko 5 kg mięsa. To musi kosztować. Zresztą, jeśli chodzi o finanse, to Lasy Państwowe będą mieć coraz większe problemy. Już tych 40 mln kubików rocznie nie będzie się rąbać, będzie co roku mniej o 3-4 mln. Ale pamiętajmy, że nigdy nie rąbało się więcej niż przyrasta. Tego też ekolodzy nie rozumieją, że wycinamy w granicach 60-70% przyrostu. Masa drzewna się odkłada i to widać.
- Ale niektórzy twierdzą, że w końcu wszystko wyrąbiecie.
- Niestety, udostępniono publicznie mapę cięć. Każdy może wejść i zobaczyć, ile lasów przeznaczonych jest do wyrębu. Tyle że tam zaznacza się powierzchnie, które będą użytkowane. Ale nie w całości! Niestety, widać mnóstwo czerwonych plam i raban zrobił się wielki, że wyrąbiemy całą Polskę. Ktoś zapomniał odpowiednią legendę pod mapą dopisać. Stosujemy bardzo dużo rodzajów rębni, większość to rębnie pielęgnacyjne, pobierasz plon, ale reszta zostaje.
- Czyli wycina się co któreś drzewo.
- Tak to można określić. Trudno rysować to na czerwono. Dla mnie wyrąbanie drzewostanu jest wtedy, gdy wytnę wszystko w pień.
- Jak pod zakopiankę. Prawie 10 ha lasu. Krwawiło serce jak pan na to patrzył?
- Bardzo. Myślałem, że nie dożyję jako nadleśniczy takiego momentu. Ale co zrobić - siła wyższa. Jeśli ktoś jedzie do Krakowa w 9 godzin, a tu w półtorej, to ile spalin nie będzie się wydzielało w okolicy?
- Mówił pan o spełnieniu, a co można ocenić w kategoriach niepowodzenia?
- Nawet o tym nie myślałem. Udało się zintegrować załogę, która powstała z 2 połączonych nadleśnictw. Jak przyszedłem w 1986 roku, to ludzie siedzieli na sali narad osobno. Posadziłem wszystkich przy jednym stole, tłumacząc, że stanowimy jedną drużynę. Trwało to kilka lat. To plus. Pewnie są i potknięcia. Choćby sytuacje związane z chłopskimi lasami, gdzie trudno było właścicieli przekonać, co będzie dla nich lepsze. Nawet starosta nowotarski zrezygnował w 2012 roku z naszej obsługi. Ale nie dało się tego dalej ciągnąć, skoro nie dopłacał nam prawie 200 tys. rocznie. W tej chili realizuje obsługę lasów prywatnych sam. Nam pozostało starostwo tatrzańskie.
- Na stanowisku przetrwał pan rządy wszystkich politycznych ekip.
- Nie wiem czy to nazwać Opatrznością Bożą (śmiech). Miałem parę sytuacji, w których się zdawało, że będę odwołany, ale gdzieś po rozmowach z generalnym dyrektorem, dyrektor regionalny odstępował od pomysłu. I tak mi się udawało. Właściwie skończyłem już 70 lat, powinienem odejść na emeryturę już w tamtym roku, ale dyrektor powiedział - "pójdziesz, kiedy ja będę chciał". I do tej pory jestem.
- Niestety, już niedługo...
- Już wiem, że naznaczony jest następca, chłopak z Orawy, miejscowy, inżynier leśnik, bardzo dobry specjalista.
- Wróćmy do pierwszego pytania - to co pan na tej emeryturze będzie robił?
- Mam hobby, którego nigdy nie udało mi się zrealizować - lubię rysować i malować. Po drugie mam pszczoły, którymi trzeba chciałbym się zajmować. I oczywiście na pierwszym miejscu są wnuki, bo dziadek z babcią to takie pogotowie ratunkowe i trzeba ich wspomagać. Nie myślę jakoś bardzo zasmucać się emeryturą. Choć prawdopodobnie w całym kraju jestem jedynym, który tyle lat wytrzymał w jednym nadleśnictwie. A w służbie leśnej jestem 47. rok.
- Mieszka pan w Łopusznej?
- Tak. Kiedyś wybudowałem dom, ale nie było szans na dokończenie i sprzedałem go. Z wielkim bólem, bo to było moje marzenie. Góralski drewniany dom, ale co było robić.
- Teraz trzeba będzie się wyprowadzić ze służbowego lokum?
- Jak będzie okazja, to kupimy jakieś mieszkanie, albo mały domek z ogródkiem, gdzie będzie można pszczoły przenieść.
- Ale na Podhalu?
- Głównie w Łopusznej, bo żona już zapowiedziała, że nie ma zamiaru nigdzie się przenosić.
Rozmawiał Józef Figura