Józef Uznański, mimo wielu swoich dokonań, był człowiekiem niezwykle skromnym, nieskorym do zwierzeń i opowieści.
Był wybitnym talentem narciarskim
Mieszkając od dziecka tuż pod Nosalem, musiał od najmłodszych lat, kiedy tylko zaczął chodzić, jeździć również na nartach. Miał wrodzony talent, więc jak tylko zaczął startować, jeszcze jako dziecko, w zawodach na Lipkach, to już zaczął wygrywać. Zimą prawie codziennie z kolegami jeździli, gdzie się dało, na coraz trudniejszych trasach. Już w 1937 roku został powołany do kadry. Był w niej najmłodszy, tylko Jasiek Kula był o rok starszy i 2 cm wyższy - żartował „Ujek”. Suchą zaprawę prowadził z nimi Bronek Czech, a zajęcia odbywały się w sali „Sokoła”. W następnym roku, w wieku 14 lat, wystartował w Międzynarodowych Mistrzostwach Polski w gronie seniorów. Józek wyjął z szuflady kilka pożółkłych kartek papieru i powiedział: - Zobacz, to są wyniki biegu zjazdowego i slalomu Międzynarodowych Mistrzostw Polski w 1938 roku, do których zgłoszono 176 zawodników. W pierwszym dniu był bieg zjazdowy z Kasprowego na trasie FIS 1, przez Myślenickie Turnie. Ja wystartowałem z numerem 76. Była to długa trasa, jechało się ponad 4 minuty, ja potrzebowałem 4 min. 55 sek. Najpierw był długi zjazd trawersem po zachodnim stoku Kasprowego, potem przejeżdżało się przez Żleb Bryi, a następnie przez las do Myślenickich Turni. Na tym odcinku trzeba było mieć dobrze posmarowane narty. Od Myślenickich Turni jechało się w dół stromą przecinką, potem były jeszcze 2 skręty, a na samym dole „padak”. Tam prawie wszyscy koziołkowali. Mnie udało się przejechać, ale na „padaku” też mnie przyprasowało, że tyłkiem odbiłem się od nart, co mnie znowu postawiło na nogi, i dojechałem do mety. Bieg zjazdowy wygrał Niemiec Rehl, a następne miejsca zajęli Polacy - Zając, Bajer i Lipowski. 16. miejsce zajął Jurek Hajdukiewicz, a ja byłem 18., na ponad 100 zawodników, którzy ukończyli tę konkurencję.
Na następny dzień był slalom w Suchym Żlebie nad Kalatówkami. Startowało się w takiej kolejności, jaka ustaliła się po zjeździe, i na tych samych nartach, więc na starcie byłem 18. Wszyscy wtedy jeździli na nartach 215-220 cm, ja byłem mały, miałem narty 160 cm. Na biegu zjazdowym jechało mi się na nich gorzej, ale za to w slalomie od drugiego kamienia mieściłem się we wszystkich wąskich miejscach, a inni się męczyli. Po pierwszym przejeździe byłem 4. Zanosiło się na sensację. Wszyscy się dziwili, skąd taki „knot” tak jeździ na nartach. W drugim przejeździe może dałem się ponieść emocji, pojechałem trochę gorzej, ale w sumie w slalomie zająłem 8. miejsce. Jeszcze w tym samym roku rozegrany został pierwszy slalom gigant z Łopaty nad Kondratową - wspominał Józek. - Były to zawody o puchar ministra Aleksandra Bobkowskiego. Chorągiewki były przytroczone do bambusów, które wyznaczały bramki kierunkowe. Wygrał wtedy Marian Zając, 2. był Karol Chramiec, a ja byłem 3. W nagrodę dostałem od ministra zegarek kieszonkowy firmy Omega z wygrawerowanym nazwiskiem i miejscem. Narciarską karierę Józka przerwała wojna, ale jak tylko się skończyła, spróbował ponownie swych sił, tym razem w konkurencjach klasycznych. Wystartował w biegu na 18 km, a w następnym dniu w konkursie skoków, ale zajął dalsze miejsce. Ponieważ odwagę i ryzyko miał wpisane w życiorys od urodzenia, zatem próbował swych sił również w skokach narciarskich. Najpierw skakał na zwykłych nartach. Józek tak wspominał po latach: - Faden, który miał wytwórnię nart, powiedział do mnie: „Przyjdź, ja mam świetne skokówki od Staszka Marusarza, na których skakał w czasie Mistrzostw Świata”. Rzeczywiście, narty były świetne. Na treningach na dużej skoczni miałem skoki o 15 do 20 m dłuższe od pozostałych kolegów, a skakali wtedy ze mną Jasiek Bochenek, Mietek Samek, Tadek Kozak i inni. Ostatni konkurs, już na koniec sezonu zimowego, odbył się w drugim dniu Wielkanocy. Nieoficjalny rekord skoczni należał wtedy do Jaśka Kuli i wynosił 85 m. Po konkursie ogłoszono bicie rekordu skoczni. Konkurenci jechali z całego rozbiegu, a kilku innych i ja podeszliśmy jeszcze wyżej, w las, i stamtąd, między smreczkami, rozpocząłem najazd na próg skoczni. Było to jeszcze przed jej przebudową, z progu wylatywało się wysoko nad zeskok. Kiedy odbiłem się na progu i rozpocząłem lot, to zobaczyłem kątem oka, że lecę na wysokości dachu drewnianych trybun bocznych i przestraszyłem się. Zacząłem się wychylać, to znowu prostować i tak mną szarpało w locie. Wreszcie wylądowałem na dole na przejściu w wybieg i prawie przylepiłem się do śniegu. Miałem upadek i tak mnie sponiewierało, że skończyłem ze skokami.
Dwa razy w lawinie śnieżnej
Wśród licznych górskich przeżyć i przygód te 2 utkwiły mu mocno w pamięci. Tak o nich opowiadał: - Miałem z Jaśkiem Borowym dyżur ratowniczy na Kasprowym. Jaś też jeździł poza trasami narciarskimi i żlebami. Powiedział do mnie: „Pasowałoby dziś zjechać Żlebem pod Palcem”, a ja na to: „czemu nie”. Co prawda w nocy spadło ok. 20 cm śniegu, ale wydawało się nam, że ta świeża warstwa jest związana ze starym śniegiem. Jasiek stanął u góry, a ja pojechałem pierwszy prosto od skał, w linii spadku żlebu od obserwatorium. Najpierw na tym szerokim jeszcze polu śnieżnym zrobiłem 2 skręty w prawo, a potem w lewo, i cieszyłem się, że śnieg świetnie trzyma. Kiedy przykładałem się do następnego skrętu przed zwężeniem żlebu, nagle podcięło mi nogi i poczułem, że zsuwam się ze śniegiem żlebem w dół. Nie było gdzie uciekać, położyło mnie i wlokło. Spadłem z kilkumetrowego progu, który jest w tym żlebie, i zostałem, a nade mną przewalały się masy śniegu. Wydawało mi się, że trwa to bardzo długo. Cały śnieg wyjechał z górnej części żlebu - to była duża lawina. Gdyby mnie wtedy dalej porwało, to nie wiem, czy bym przeżył. Jasiek, widząc, co się stało, wszczął alarm i zorganizował ekipę ratunkową. Jak się wszystko uspokoiło, to wydostałem się spod progu. Nic mi nie było, gdyż lawina spadała nade mną jak wodospad. Zaschło mi tylko w gardle, chyba ze strachu. Jasiek Borowy, widząc, że żyję, doszedł do mnie i powoli zjechaliśmy do Doliny Suchej Kasprowej.
A oto druga opowieść:
- Kiedy miałem już Cygana - psa lawinowego, wezwano mnie na akcję poszukiwawczą. W rejonie Cubryny zaginęło 2 taterników. W sumie w wyprawie ratunkowej uczestniczyło wtedy kilkunastu ratowników. Wyszedłem z Cyganem najwyżej, prawie pod samą ścianę Cubryny. W pewnym momencie coś tąpnęło i zrobiło się biało, a za moment podcięło mi nogi. Odwróciłem się twarzą w dół, bo zacząłem się zsuwać ze śniegiem. Przez moment pomyślałem, że to nawet dobrze, bo nie będę musiał schodzić. Ale śniegu przybywało na plecach. Odrzuciłem czekan, żeby się nim nie pokaleczyć, i rękami broniłem się, żeby nie przekoziołkować. Po chwili zasypało mnie całego, ale na szczęście lawina zatrzymała się. Jedną rękę miałem zablokowaną, ale drugą mogłem poruszać. Miałem też niewielką przestrzeń wokół twarzy. Widziałem, że nade mną jest jaśniej, dlatego próbowałem tą jedną ręką dłubać w śniegu, ale z marnym skutkiem. Na szczęście mogłem oddychać, ale masy śniegu coraz bardziej mnie ściskały. Słyszałem kolegów na lawinisku. Kazek Byrcyn mówił: „Pies jest, ale „Ujka” nie ma, trzeba go szukać”. Cygana też porwało, ale wydostał się i zaraz zaczął szukać. Jak mi potem koledzy powiedzieli, podchodził do każdego, obwąchał, stwierdził, że wszyscy są, tylko mnie nie ma, więc poszedł w górę lawiniska. Po chwili znowu słyszałem Kazka Byrcyna, który mówił: „Jak „Ujek” nie wyjdzie sam, to go przecież Cygan znajdzie. Cygan rzeczywiście przeszedł ze 3 razy nade mną. Dopiero za 4. razem, jak wskoczył w to miejsce, skąd dochodziła jasność, to śnieg się załamał i wtedy dopiero zacząłem się dusić. Cygan ściągnął mi z głowy kominiarkę, ale nie mógł się wycofać. Po chwili doszli, koledzy, wyciągnęli psa, a potem zaczęli mnie odkopywać. Była to ostatnia chwila, bo lawinisko dalej pracowało, a mnie śnieg ściskał coraz bardziej.
Cygan - wierny przyjaciel Józka
Na początku lat 70. ub. wieku nie było jeszcze w ratownictwie tatrzańskim przeszkolonych psów do poszukiwania ludzi zasypanych w lawinach śnieżnych. W czasie wyjazdu szkoleniowego ratowników do austriackiego Kaprun Józek Uznański poznał jugosłowiańskiego ratownika górskiego, który miał z sobą owczarka niemieckiego przeszkolonego do poszukiwania w lawinach. Opowiedział Józkowi, jak należy takie psy szkolić, i dał mu książeczkę na ten temat. Po powrocie do Zakopanego Eugeniusz Strzeboński, entuzjasta wprowadzania psów lawinowych do ratownictwa górskiego w Polsce, zakupił dla GOPR od Marty Gutowskiej owczarka niemieckiego Cygana, po wstępnym przeszkoleniu. - W naszej grupie nikt początkowo się nie kwapił, by wziąć psa i dalej go szkolić. Miałem w domu swojego psa, więc zdecydowałem się na jeszcze jednego. Cygan miał wtedy niecały rok - przypomina sobie Józek. - Pierwsze szkolenie psów lawinowych, jeszcze pod kierownictwem Marty Gutowskiej, odbyło się w grudniu 1974 roku, a następne razem ze Słowakami prowadził štefan Zavádzky, ratownik HS. Cygan miał dużą intuicję w poszukiwaniach lawinowych. Miałem z nim różne przygody, czasem nawet śmieszne. Pewnego razu zeszła lawina śnieżna z Pośredniego Goryczkowego do kotła, na trasę narciarską. Mówiono, że zasypała kilku narciarzy. Pojechałem natychmiast z Cyganem na poszukiwania. Cygan poszedł, przeszukał lawinisko i nic. Odpoczął, trzymałem go chwilę, bo chciał iść szukać drugi raz. Dopiero po kilkunastu minutach puściłem go jeszcze raz na lawinisko. Znalazł rękawiczkę, w innym miejscu czapkę, wskazał też, gdzie pod śniegiem jest kijek, i wrócił. Potem chciałem go posłać jeszcze po raz trzeci, ale on wtedy usiadł, popatrzył na mnie i gdyby umiał mówić, to by powiedział: „dej se spokój, tam już nikogo nie ma”. Rzeczywiście, później okazało się, że nikogo w tej lawinie nie było. Innym razem lawina, która zeszła Żlebem Żandarmerii, porwała turystkę wracającą z Morskiego Oka. Wtedy już kilku ratowników miało psy lawinowe. Franek Spytek miał Bućka, świetnie wyszkolonego. Pojechałem na lawinisko z Cyganem w pierwszej turze. Na miejscu okazało się, że lawina przeszła przez drogę, ale zwały śniegu zatrzymały się przed potokiem. Cygan obszukał lawinisko poniżej drogi i doszedł do potoku, wchodził do wody i zaglądał w zagłębienia. Ponieważ był silny mróz, to obmarzł i w zasadzie nie był zdolny do dalszej pracy. Na drugą stronę potoku nie dało się przejść. Dopiero koledzy przynieśli drabinę, położyli na niej gałęzie, żeby można się było przedostać na drugi brzeg. W tym czasie dojechał Franek z Bućkiem. Powiedział do niego: „Idź po tej drabinie na drugą stronę potoku i szukaj”. Bućko po chwili odnalazł ciało turystki, którą podmuch lawiny przerzucił przez potok na przeciwstok, a pył śnieżny sprzed czoła lawiny zamaskował ślady. Cygan też wyczuł, że ona tam będzie, ale nie mógł wtedy przejść przez potok z lodowatą wodą. Cygan dożył 18 lat, przez 10 lat był bardzo sprawny. Bardzo się z nim zaprzyjaźniłem, to był świetny pies.
A jak to było z tym skokiem z kolejki
- To była moja jedna z licznych ucieczek. Był luty 1944 roku, dużo było wtedy świeżego śniegu, a ja miałem pójść do leśniczego na Podbańską, gdyż miałem mu coś dostarczyć. Kiedy wieczorem wróciłem do domu, matka powiedziała: „Prześpij się, odpocznij”, ale jak zasnąłem, to zbudziłem się rano. Trzy domy niżej był patrol niemieckiej straży granicznej. Pomyślałem: jak wejdę gdzieś na trasę, to po świeżych śladach patrol zaraz może mnie dopaść. Jedną z dróg, by dostać się na słowacką stronę, była kolejka. Mogli nią wyjeżdżać wszyscy, ale byli kontrolowani przez Grenschutz - trzeba było pokazać dowód, kartę pracy, pozwolenie na narty, ale tylko o długości do 170 cm, i buty do numeru 40. Ja miałem takie zezwolenie, bo na początku okupacji pracowałem w schronisku na Hali Gąsienicowej, dowoziłem tam w plecaku prowiant po 20-30 kg. Wyjeżdżałem na Kasprowy, a potem szedłem na Halę. Gdyby w tym dniu była taka zwyczajna kontrola jak zawsze, to bez problemu by mnie przepuścili. Ale raz lub dwa razy w miesiącu była dokładna kontrola wszystkich wyjeżdżających kolejką. W tym dniu, jak wszedłem do hallu w budynku stacyjnym w Kuźnicach, to od razu się zorientowałem, że jest ścisła kontrola, a kiedy zobaczyłem Józka Dumaradzkiego, który był na usługach hitlerowców, to wiedziałem, że jest źle. Znaliśmy się wcześniej, bo on też był w kadrze narciarskiej, teraz tylko popatrzył na mnie i nic nie powiedział. Instynktownie wyczułem, że jak zacznę się wycofywać, to zaraz mnie złapią. Nie wiedziałem też, ilu jest Niemców na peronie. Postanowiłem wysiąść na Myślenickich Turniach, ale nie było mowy, bo drzwi były zamknięte, a obok stał żandarm. Musiałem jechać na Kasprowy. Dobrze, że wyjeżdżaliśmy prawym wagonikiem w górę. Było w nim kilkanaście osób, w większości Niemcy, którzy byli w Zakopanem na rehabilitacji. Tylko dwóch z nas miało narty, dlatego pozwolono nam wziąć je do wagonika, a nie wkładać do kosza. Oprócz mnie starszy pan miał kandahary. Zauważyłem też, że jeden z Niemców, w czarnej dyplomatce, przygląda mi się uważnie. Znajomy konduktor Staszek, który już nie żyje, poddał mi taką myśl, że jak będziemy dojeżdżać do górnego peronu, to uchyli mi trochę drzwi wagonika, żebym mógł wyskoczyć. W czasie jazdy położyłem swoje krótkie narty na podłodze wagonika i udawałem, że coś mi przy tych wiązaniach nie pasuje, poprawiałem je, i jak wagonik dojeżdżał do peronu, narty miałem przypięte. Staszek uchylił trochę drzwi, zeskoczyłem z wagonika na śnieg jakieś 2 do 3 metrów. Warunki śniegowe były bardzo dobre, skręciłem raz i przed zwężeniem chciałem przypługować, ale złożyło mi nogi i trzeba było jechać szusem w dół. Udało się, żleb ten znałem już wcześniej, bo przed wojną z Bronkiem Czechem zjeżdżaliśmy nim. Kiedy znalazłem się w Dolinie Suchej Kasprowej, to dopiero dało mi w kość, bo w głębokim śniegu musiałem przedostać się na Halę Gąsienicową, a stamtąd, po odpoczynku, poszedłem przez Liliowe na Słowację. Konduktora potem „przesłuchiwali” przez 2 tygodnie, ale w końcu jakoś się wytłumaczył i go zwolnili. Jak Niemcy na Kasprowym zorientowali się, że mnie nie ma, to ja już byłem w Suchej Kasprowej. Wszystko dobrze i szczęśliwie się skończyło. Taka jest prawda o tym skoku - zakończył relację Józek, ale legenda o nim opowiadana jest w różnych wersjach do dziś.
Apoloniusz Rajwa
Tygodnik Podhalański 14-15/2012
Abc
2021-11-11 11:30:28
Jakiego Ujka????????
-
PRACA | dam
POSZUKUJEMY OSÓB DO PRACY W KARCZMIE PRZY KRUPÓWKACH na stanowisko: KUCHARZ, POMOC KUCHENNA. 600 035 355.
-
NIERUCHOMOŚCI | wynajem
Do wynajecia pod działalność (biura, gabinet kosmetyczny, itp.) 3 LOKALE W ZAKOPANEM. 602 617 177.
-
SPRZEDAŻ | różne
OPAŁ BUK. 660 079 941.
-
USŁUGI | budowlane
KOMPLEKSOWE WYKOŃCZENIA WNĘTRZ, MALOWANIE, PANELE, MONTAŻ DRZWI, ŁAZIENKI, ZABUDOWY GK. 660 079 941.
-
USŁUGI | budowlane
OCIEPLANIE PODDASZY WEŁNĄ MINERALNĄ, ADAPTACJA PODDASZY, ZABUDOWA GK. 660 079 941.
-
NIERUCHOMOŚCI | sprzedaż
Na sprzedaż atrakcyjny sklep odzieżowy w centrum Zakopanego,zatowarowany na sezon ,niski czynsz oraz możliwość natychmiastowego przejęcia ,sprzedaż z prywatnych powodów .Zainteresowanych zapraszam do kontaktu. 669252344
Tel.: 669252344
-
PRACA | dam
Poszukujemy POKOJOWYCH do aparthotelu Białce Tatrzańskiej. Możliwość pracy stałej z umową o pracę lub inną w zależności od potrzeb pracownika oraz pracy sezonowej/dorywczej. Tel +48696112266, goralski.edyta@gmail.com.
-
NIERUCHOMOŚCI | sprzedaż
Sprzedam BACÓWKĘ, nowo wybudowaną na Sralówkach. 515 503 494, 18 265 39 77.
-
SPRZEDAŻ | budowlane
Sprzedam KANTÓWKĘ, KROKWIE, DESKI, GONTY, ŁATY - 788 344 233.
-
PRACA | dam
Kąpielisko Geotermalne Szymoszkowa przyjmie do pracy na sezon letni: PIZZERA, BARMANKI, OSOBY DO OBSŁUGI PUNKTÓW GASTRONOMICZNYCH. Więcej informacji pod nr tel.: 693 319 707
-
MOTORYZACJA | sprzedaż
SKUTER SNIEŻNY POLARIS. SILNIK ŻUKOWSKI prawie nowy. 515 503 494.
-
NIERUCHOMOŚCI | wynajem
Do wynajęcia MIESZKANIE, I piętro, Waksmund. 515 503 494.
-
PRACA | dam
PIELĘGNIARKA ANESTEZJOLOGICZNA z doświadczeniem potrzebna na 24-godzinne dyżury do starszej kobiety od wielu lat na respiratorze. Warunki do uzgodnienia. Wiadomość: 882 940 447.
-
USŁUGI | budowlane
OCIEPLANIE DOMÓW na materiałach wysokiej jakości. 787 479 002.
-
NIERUCHOMOŚCI | sprzedaż
Sprzedam 2 HEKTARY POLA i DZIAŁKĘ 20 AR. 505 429 375.
-
NIERUCHOMOŚCI | sprzedaż
SPRZEDAM UDZIAŁ - 1/3 CZĘŚCI - W DZIAŁCE ROLNEJ POŁOŻONEJ W BIAŁYM DUNAJCU o numerze 6455/2, pow. 850 m2. 602 339 889.
-
KUPNO
OBWOŹNY SKUP ZŁOMU - dojazd do klienta. SKUP STARYCH SPAWAREK. 536 269 912.
-
USŁUGI | budowlane
FLIZOWANIE, REMONTY, WYKOŃCZENIA. 882080371.
-
USŁUGI | budowlane
KAMIENIARSTWO. 882080371.
-
PRACA | dam
Zatrudnię pracowników budowlanych, fachowców i pomocników, również do przyuczenia. Ubezpieczenie, dobra płaca, darmowy dojazd i wyżywienie. 502590932
Tel.: 502590932
-
PRACA | dam
NIEMCY - MURARZ, CIEŚLA, MALARZ, OCIEPLENIA, SPAWACZ, ELEKTRYK. 601-218-955
-
SPRZEDAŻ | różne
DREWNO KOMINKOWE. 501 577 105.
-
USŁUGI | budowlane
PRACE WYSOKOŚCIOWE, MALOWANE DACHÓW, MALOWANIE ELEWACJI METODĄ NATRYSKOWĄ ORAZ KLASYCZNĄ. 537 160 398.
-
USŁUGI | inne
WYCINKA, PRZYCINKA DRZEW W TRUDNYCH WARUNKACH - 691 317 098.
-
NIERUCHOMOŚCI | kupno
Kupię działkę na Podhalu GOTÓWKA!!! 600 404 554
Tel.: 600
-
USŁUGI | budowlane
CIEŚLA BLACHARZ, BUDOWA OD PODSTAW. 516 563 400.
-
MOTORYZACJA | kupno
KUPIĘ KAŻDEGO MERCEDESA SPRINTERA. 531 666 333.
-
MOTORYZACJA | kupno
KUPIĘ KAŻDĄ TOYOTĘ. OSOBOWE, TERENOWE. CAŁE LUB USZKODZONE. 531 666 333.
-
USŁUGI | budowlane
MALOWANIE DACHÓW I ELEWACJI. 602 882 325.
-
USŁUGI | budowlane
KAMIENIARSTWO, ELEWACJE, OGRODZENIA - WSZYSTKO Z KAMIENIA. 509 169 590.
-
NIERUCHOMOŚCI | sprzedaż
DZIAŁKA BUDOWLANA W MURZASICHLU 19 arów, kameralna. 517 018 380
-
SPRZEDAŻ | różne
NOWE KILIMY RĘCZNIE TKANE (z owczej wełny). Wzór: jarzębina (60/80). Tel. 793 887 893
-
SPRZEDAŻ | różne
Sprzedam GOBELIN - pejzaż zimowy - (145/80). TORBY JUHASKIE. Tel. 793 887 893
-
USŁUGI | budowlane
OGRODZENIA, www.hajdukowie.pl. 692 069 284.