2023-11-16 15:30:01
Reportaż
To nie jest już ta sama Białka Tatrzańska
- W okresie międzywojennym białczanie wyjeżdżali do Ameryki za chlebem, a za zarobione dolary dokupywali ziemię we wsi. Dziś ich wnuki tę ziemię sprzedają obcym - ubolewa Władysław Korkosz.
Ktoś niedawno za parcelę w Białce Tatrzańskiej koło basenów zapłacił trzy miliony dolarów. Wille, termy, wyciągi, karczmy. Dziś Białka Tatrzańska to znany w całej Polsce kurort. 88-letni Władysław Korkosz cieszy się z rozwoju wsi, ale też z sentymentem wspomina dawne czasy, a jego pamięć sięga przedwojnia. Wspomina, jak przez wieś wiodła ubita kamieniami droga. I Cyganów, którzy tłukli kamienie na poboczach. Pamięta doskonale hałas, jaki robiły jadące po kamieniach żeleźnioki. Szczególnie w czwartek, kiedy jeden za drugim wozem ciągnął na jarmark w Nowym Targu.
- Białka kiedyś była biedna, ludzie głodowali. Na tej ziemi rosły tylko grule, jarzec i groch. Dobrze, że teraz wszystkim się powodzi, że żyją z turystyki. Ale jednego mi żal - tej dawnej solidarności, serdeczności - mówi. - Jak ludzie byli biedni, byli lepsi. Jeden drugiemu pomagał. Jak się szło z pola, a sąsiad grabił, to się mu pomagało. Jak ktoś cielę ubił, to się z sąsiadami dzielił. Jak dom się budowało, to ludzie po sąsiedzku sobie pomagali - wymienia. - I nie mogę pogodzić się też z brakiem szacunku do chleba, z tym, jak się go marnuje - podkreśla.
Strachy, duchy, oślady
Z tych przedwojennych czasów pamięta pojedyncze obrazki i sceny. Jak sam poszedł za mamą do kościoła. Ktoś go zobaczył i zaprowadził do zaskoczonej kobiety. Pamięta to, jak na każdym kroku straszyli dzieci. Nie tylko duchami. - W izbie był taki obraz z Jezusem, który miał uniesioną dłoń. Ktoś mi powiedział, że Jezus mi grozi palcem. Strasznie się tego bałem, nie chciałem zostać ani na chwilę sam w izbie - opowiada.
- Ludzie się wszystkiego bali, wszędzie widzieli duchy, zjawy, oślady, znaki - podkreśla.
Wspomina, jak kiedyś w beczce pękła obrączka metalowa, na wszystkich padł strach, że to oślada, że ktoś umrze.
Gdy jego rodzice pobrali się w 1935 r., mieszkali w starym domu rodzinnym, w którym mieszkał też wujek. - Wszyscy mieszkali w jednej izbie, tylko wujek spał w sieni. W izbie była pościółka, takie łóżko z szufladą, na górze spali rodzice, na dole dzieci. I jeszcze jagnięta, jak się okociły, też się z nami pomieściły w tym pomieszczeniu - wspomina. - U nas był już siennik, ale pamiętam takie domy, gdzie tylko słoma była - dodaje.
Nie było zabawek, za to obowiązki były od najmłodszych lat. - Pilnowałem krowy, trzeba było rano z nią iść, żeby się napasła. Bąki gryzły, a zdarzało się, że krowa skoczyła, wyrwała mi się, bo jeszcze za słaby byłem. W domu za to mi się dostawało od rodziców - opowiada. Helena, żona Władysława, pamięta z dzieciństwa piłki, które dzieci robiły z sierści krów, jak się leniły. - To były nasze jedyne zabawki - śmieje się.
Białczańskie kożuchy, prąd od Pęksy
Świat kończył się na Białce. Czasem rodzice zabierali na odpust do sąsiedniej wioski. Pamięta wyprawę na odpust do Ludźmierza zaraz po wojnie. Był też z tatą na odpuście w Szaflarach. Szli z Białki Tatrzańskiej na piechotę przez Groń. Ogromne wrażenie zrobił na małym Władysławie fresk w kościele w Szaflarach - scena, jak Abraham składa syna Izaaka na ofiarę Bogu.
- Pamiętam tę niesamowitą atmosferę religijności na odpustach, której teraz już nie ma - podkreśla. W domu też zawsze dzień kończyła wspólna modlitwa całej rodziny. Uwielbiał też, gdy wszystkie dzieci siadały przy stole i słuchały, jak mama im czytała. - Mama moja dużo czytała i mnie tą miłością do książek zaraziła, a ja moje dzieci - podkreśla.
Wieś była samowystarczalna. We wsi był kowal, młynarz, bednarz. - Furczok wyprawiał skóry i robił kożuchy, przyjeżdżali po nie ludzie z całego Podhala - wspomina. - To były takie białe kożuchy, skór się nie farbowało - podkreśla. Szymon Pęksa miał tartak, młyn, nawet dynamo, dzięki któremu było trochę światła. - Ale jakie to było światło, jak oddech, raz mocniejsze, raz słabsze - wspomina.
Dużo krążyło żebraków, czasem nawet jakiś w domu nocował na podłodze. Pamięta też taką babkę, która sprzedawała kłódki, skrobaczki.
Komunia w butach ojca
Miał cztery lata, kiedy wybuchła II wojna światowa. Doskonale pamięta tuż przed wojną jeden ze szczególnych dni. - Niebo nagle zrobiło się całe czerwone, wyglądało jak pożoga. Ludzie myśleli, że się pali w Szaflarach, wychodzili z domu i patrzyli z przerażeniem - wspomina. Mówili, że to znak. I według wielu potem była to zapowiedź biedy, która zaczęła się 1 września 1939 r. Nie wie, czy był to taki szczególny zachód słońca, a morze zorza polarna, taka jak w zeszłym tygodniu pojawiła się na Podhalu. Ten obraz zapamiętał na całe życie i strach.
W 1940 r. rodzice przenieśli się do swojego domu. Tak naprawdę pobudowali zabudowania gospodarcze dla zwierząt i jedną izbę, w której wszyscy długo mieszkali. - Mieliśmy jedną krowę, owce i konia. Jak koń padł, to już na zakup nowego nie było pieniędzy - opowiada.
- Długo chodziłem boso. Palce były pozbijane o kamienie, do stóp osty nabite. Do pierwszej komunii poszedłem w taty butach - wspomina. Głodu nie było, ale trzy razy dziennie jadło się ziemniaki. - W 1942 r. urodziła się najmłodsza siostra, mama dla niej omaściła grulki, starsi musieli się obyć smakiem - wspomina.
Terror i głód
Jak zaczęła się okupacja, w domu była ogromna bieda. Tata jeździł po mąkę aż do Miechowa, na dachu pociągu, bo po wagonach były łapanki - opowiada.
We wsi powstała niemiecka placówka. - Tam, gdzie dziś "Krokus" - wspomina. - Niemcy wprowadzili się już we wrześniu. We wsi był terror, były łapanki młodych, wywózki do Niemiec. Chłopcy chowali się po polach, spali w lesie w szałasach. - U mojej ciotki, która miała cztery córki, zrobili skrytkę pod podłogą, tam chowali dziewczęta - wspomina.
We wsi wójt kolaborował z Niemcami. Pilnował, żeby z każdego domu oddawać dla Niemców zboże, ziemniaki. - Był nadgorliwy. Mojego ojca zrugał, że dał słabej jakości zboże - opowiada.
Wójt chodził po wielodzietnych rodzinach i zabierał młodych na roboty do Niemiec.
I Niemiec miał ludzkie odruchy
Wspomina dzień, gdy przyszedł rozkaz, żeby Niemcom oddać wszystkie krowy. - Pamiętam doskonale tę lawinę krów, którą pędzili do Nowego Targu. Myśmy mieli tylko jedną krowę, mama schowała ją w krzakach. Jak już wróciła z krową do domu, wpadło do nas dwóch Niemców, mama zaczęła płakać, całować Niemca po rękach, błagając, żeby zostawił zwierzę - opowiada. Próbowała go przekupić jajkami. W domu była trójka małych dzieci. Zaskoczonej matce Niemiec kazał schować krowę jeszcze raz. Powiedział, że będzie jeszcze jedna kontrola, potem może wrócić ze zwierzęciem. Jajka kazał dać dzieciom. - Ten Niemiec mówił do matki po polsku, pewnie był ze Śląska - domyśla się Władysław.
Cukier z przemytu
W czasie okupacji granica była bliska. Czarna Góra była już na Słowacji. Tam wszystko można było dostać. Jak wielu, także tata Władysława chodził czasem na przemyt. - Znajomy ze Spisza zamówił u taty prosięta, przeniósł mu przez granicę. Wrócił z cukrem. To wtedy pierwszy raz miałem w ustach cukier - podkreśla.
Kilku białaczan Niemcy za przemyt zabili, kilku utopiło się w Białce podczas nocnej eskapady.
W czasie okupacji ojciec posyłał czasem Władysława do szkoły. - Kierownikiem szkoły był pan Ptaszek. Uczył nas z pisemka Ster - wspomina Władysław. - Niewielu nas chodziło na te lekcje - dodaje. Ojciec spłacał edukację syna workami ziemniaków, zanoszonymi co jakiś czas kierownikowi szkoły.
W Białce Tatrzańskiej Władysław ukończył sześć klas, do siódmej musiał już chodzić do Jurgowa. - Dziś jeden kilometr wiozą dziecko do szkoły, a ja zima i lato chodziłem codziennie pięć kilometrów. Czasem w zimie, jak jechali do lasu, to mnie zabrali na włóki. Jakiś czas też mieszkałem w internacie w Jurgowie. - Mama chciała, żebym szedł dalej się uczyć do szkoły średniej, ale tata się nie zgodził. Potem, jak byłem w wojsku, mój przełożony namawiał mnie, żebym w wojsku został i wyuczył się na żołnierza zawodowego, z kolei mama się na to nie zgodziła - opowiada.
Po dwóch latach służby wrócił do Białki Tatrzańskiej i zaczął pracę w nowotarskim kombinacie.
61 wspólnych lat
Swoją przyszła żonę Helenę znał od dzieciństwa, bo była koleżanką młodszej siostry. Na randki czasu jednak nie było. Okazją bywała zabawa przy okazji prucek. Czasem chodził po nią do Bukowiny Tatrzańskiej na Głodówkę, gdzie pracowała w Pałacu Tatrzańskim. Po dwóch latach narzeczeństwa wzięli ślub. - 3 czerwca minęła 61. rocznica naszego ślubu - mówi z dumą Władysław. - Nie wiem, czym u Boga zasłużyliśmy sobie na te wszystkie wspólne, szczęśliwe lata - dodaje.
Wesele było w domu, a jak goście pojedli, stoły się wyniosło i były tańce - wspomina Helena, która mimo sędziwego wieku, nadal jest piękną kobietą. - Była najładniejsza - z dumą podkreśla Władysław. - Inaczej bym jej nie chciał - żartuje.
Zamieszkali z teściami. Izba była jedna. - Latem, jak było ciepło, spaliśmy na strychu, a zimą trzeba było wrócić do teściów - mówi.
Władysław pracował w nowotarskim kombinacie. Zaczynał od montażu buta, potem pracował w kontroli, na stronie przy wykrawaniu wierzchów. Helena po ślubie zwolniła się z pracy. Zajmowała się dziećmi i gazdówką. Żyli ubogo dopóki pan Władysław nie zaczął jeździć do Ameryki. Był trzy razy, w sumie 11 lat. Pierwszy raz w 1969 r. statkiem Batorym. W domu żona została z 3-letnim synem i 3-miesięczną córką. On ciężko pracował w jednej z chicagowskich stalowni. I bardzo tęsknił za rodziną. Na bilet trzeba się było przed wyjazdem zapożyczyć, za załatwienie wizy też zapłacić niemałe pieniądze. Najpierw trzeba było zarobić na zwrócenie długów. Podczas drugiego wyjazdu do USA miał już lżejszą pracę, na lotnisku. Za trzecim ledwo zaczął pracę w firmie sprzątającej, został brygadzistą. - Dzięki Ameryce pobudowaliśmy dom - mówi.
Cudowne jest to ,że wszyscy będziemy rozliczani ze swoich uczynków i z każdego pustego słowa..wójt, pan Władysław i ja wszyscy zdamy sprawę i dowiemy się jaka jest PRAWDA.
Życzę wszystkim spokojnego wieczoru i nie karmienia się złymi emocjami.
Białczańska przeszłość z okresu ll wojny światowej nie znalazła się w żadnym wydawnictwie dokumentalnym, a szkoda.
Przecież w Białce był sztab wojskowy, od Słowacji szedł front radziecki, dokonano wiele zniszczeń, Wspomniany wójt za kolaborowanie z Niemcami został zabity we własnym domu przez partyzantów.
Niechlubna karta w historii Białki ma dziś inny wydźwięk.
Białka traci góralską tożsamość.
A tego że świat się wciąż zmienia, przecież nie zmienimy :)
-
PRACA | dam
POSZUKUJEMY OSÓB DO PRACY W KARCZMIE PRZY KRUPÓWKACH na stanowisko: KUCHARZ, POMOC KUCHENNA. 600 035 355. -
NIERUCHOMOŚCI | wynajem
Do wynajecia pod działalność (biura, gabinet kosmetyczny, itp.) 3 LOKALE W ZAKOPANEM. 602 617 177. -
SPRZEDAŻ | różne
OPAŁ BUK. 660 079 941. -
USŁUGI | budowlane
KOMPLEKSOWE WYKOŃCZENIA WNĘTRZ, MALOWANIE, PANELE, MONTAŻ DRZWI, ŁAZIENKI, ZABUDOWY GK. 660 079 941. -
USŁUGI | budowlane
OCIEPLANIE PODDASZY WEŁNĄ MINERALNĄ, ADAPTACJA PODDASZY, ZABUDOWA GK. 660 079 941. -
NIERUCHOMOŚCI | sprzedaż
Na sprzedaż atrakcyjny sklep odzieżowy w centrum Zakopanego,zatowarowany na sezon ,niski czynsz oraz możliwość natychmiastowego przejęcia ,sprzedaż z prywatnych powodów .Zainteresowanych zapraszam do kontaktu. 669252344
Tel.: 669252344 -
PRACA | dam
Poszukujemy POKOJOWYCH do aparthotelu Białce Tatrzańskiej. Możliwość pracy stałej z umową o pracę lub inną w zależności od potrzeb pracownika oraz pracy sezonowej/dorywczej. Tel +48696112266, goralski.edyta@gmail.com. -
NIERUCHOMOŚCI | sprzedaż
Sprzedam BACÓWKĘ, nowo wybudowaną na Sralówkach. 515 503 494, 18 265 39 77. -
SPRZEDAŻ | budowlane
Sprzedam KANTÓWKĘ, KROKWIE, DESKI, GONTY, ŁATY - 788 344 233. -
PRACA | dam
Kąpielisko Geotermalne Szymoszkowa przyjmie do pracy na sezon letni: PIZZERA, BARMANKI, OSOBY DO OBSŁUGI PUNKTÓW GASTRONOMICZNYCH. Więcej informacji pod nr tel.: 693 319 707 -
MOTORYZACJA | sprzedaż
SKUTER SNIEŻNY POLARIS. SILNIK ŻUKOWSKI prawie nowy. 515 503 494. -
NIERUCHOMOŚCI | wynajem
Do wynajęcia MIESZKANIE, I piętro, Waksmund. 515 503 494. -
PRACA | dam
PIELĘGNIARKA ANESTEZJOLOGICZNA z doświadczeniem potrzebna na 24-godzinne dyżury do starszej kobiety od wielu lat na respiratorze. Warunki do uzgodnienia. Wiadomość: 882 940 447. -
USŁUGI | budowlane
OCIEPLANIE DOMÓW na materiałach wysokiej jakości. 787 479 002. -
NIERUCHOMOŚCI | sprzedaż
Sprzedam 2 HEKTARY POLA i DZIAŁKĘ 20 AR. 505 429 375. -
NIERUCHOMOŚCI | sprzedaż
SPRZEDAM UDZIAŁ - 1/3 CZĘŚCI - W DZIAŁCE ROLNEJ POŁOŻONEJ W BIAŁYM DUNAJCU o numerze 6455/2, pow. 850 m2. 602 339 889. -
KUPNO
OBWOŹNY SKUP ZŁOMU - dojazd do klienta. SKUP STARYCH SPAWAREK. 536 269 912. -
USŁUGI | budowlane
FLIZOWANIE, REMONTY, WYKOŃCZENIA. 882080371. -
USŁUGI | budowlane
KAMIENIARSTWO. 882080371. -
PRACA | dam
NIEMCY - MURARZ, CIEŚLA, MALARZ, OCIEPLENIA, SPAWACZ, ELEKTRYK. 601-218-955 -
SPRZEDAŻ | różne
DREWNO KOMINKOWE. 501 577 105. -
USŁUGI | budowlane
PRACE WYSOKOŚCIOWE, MALOWANE DACHÓW, MALOWANIE ELEWACJI METODĄ NATRYSKOWĄ ORAZ KLASYCZNĄ. 537 160 398. -
USŁUGI | inne
WYCINKA, PRZYCINKA DRZEW W TRUDNYCH WARUNKACH - 691 317 098. -
NIERUCHOMOŚCI | kupno
Kupię działkę na Podhalu GOTÓWKA!!! 600 404 554
Tel.: 600 -
USŁUGI | budowlane
CIEŚLA BLACHARZ, BUDOWA OD PODSTAW. 516 563 400. -
MOTORYZACJA | kupno
KUPIĘ KAŻDEGO MERCEDESA SPRINTERA. 531 666 333. -
MOTORYZACJA | kupno
KUPIĘ KAŻDĄ TOYOTĘ. OSOBOWE, TERENOWE. CAŁE LUB USZKODZONE. 531 666 333. -
USŁUGI | budowlane
MALOWANIE DACHÓW I ELEWACJI. 602 882 325. -
USŁUGI | budowlane
KAMIENIARSTWO, ELEWACJE, OGRODZENIA - WSZYSTKO Z KAMIENIA. 509 169 590. -
NIERUCHOMOŚCI | sprzedaż
DZIAŁKA BUDOWLANA W MURZASICHLU 19 arów, kameralna. 517 018 380 -
SPRZEDAŻ | różne
NOWE KILIMY RĘCZNIE TKANE (z owczej wełny). Wzór: jarzębina (60/80). Tel. 793 887 893 -
SPRZEDAŻ | różne
Sprzedam GOBELIN - pejzaż zimowy - (145/80). TORBY JUHASKIE. Tel. 793 887 893 -
USŁUGI | budowlane
OGRODZENIA, www.hajdukowie.pl. 692 069 284.