Trzecia wojna między busiarzami

Końca wojny między firmami wożącymi turystów w Zakopanem nie widać. Przypomnijmy: rok temu Jan Żegleń, właściciel firmy Tatrybus, ujawnił sms–a z pogróżkami. Mówił, że jest szykanowany przez busiarzy ze Zrzeszenia Transportu Prywatnego, którzy także rozpoczęli przewóz pasażerów z Zakopanego na Gubałówkę.

Kilka miesięcy temu ktoś podpalił dwa busy należące do Żeglenia, które zaparkowane były w Zębie, przy trasie na Gubałówkę. Policja do tej pory prowadzi śledztwo w tej sprawie.

Tymczasem tydzień temu przy zjeździe z Gubałówki w stronę Kościeliska jeden z busów należących do Jana Żeglenia zjechał na lewy pas jezdni, uderzył w inny pojazd i w końcu wylądował na barierce. – Busy firmy pana Żeglenia stwarzają niebezpieczeństwo dla pasażerów – twierdzi Jakub Karpiński, szef Zrzeszenia Transportu Prywatnego. – Kilka z nich zostało sprowadzonych z Anglii, mają przerabiane układy kierownicze. Firma pana Żeglenia wygrywa przetargi na dowożenie dzieci do szkoły – kiedyś może dojść do tragedii.

Jan Żegleń zdecydowanie zaprzecza takim oskarżeniom i zapowiada skierowanie do sądu sprawy o pomówienie. – Prawdą jest, że jeden z naszych busów pochodzi z Anglii, ale został legalnie dopuszczony do ruchu. Jeżeli chodzi o busa, który uderzył w barierkę, zjeżdżając z Gubałówki, to przykro mi, że tak się stało, ale był to po prostu błąd kierowcy – zapewnia Żegleń.

Tymczasem niedawno w okolicach ul. Kasprowicza miało dojść do kolejnej próby podpalenia busa. – Jego właścicielka znalazła przy aucie 5-litrowy kanister, bus zaczął się palić, ale na szczęście udało się go szybko ugasić – twierdzi Jan Żegleń.

Wojna między przewoźnikami w Zakopanem najwyraźniej nie ustaje. – W październiku wchodzą w życie nowe przepisy. Wtedy będziemy mogli ustalać rozkłady jazdy. Teraz w praktyce tylko je zatwierdzamy i przewoźnicy mogą jeździć co 10 sekund – mówi starosta tatrzański Andrzej Gąsienica Makowski. Dodaje, że pretensjami o łamanie prawa z obu stron busiarskiego konfliktu powinna zająć się policja czy prokuratura.

– Z pewnością tego typu wzajemne pretensje kreują w oczach turystów fatalny obraz wszystkich podtatrzańskich przewoźników, tymczasem wielu z nich naprawdę nieźle pracuje. To niepotrzebne podgrzewanie gorącej i tak atmosfery – dodaje starosta Andrzej Gąsienica Makowski.

pp