2022-05-23 19:14:37
Zakopane
Nie żyje Zofia Walczak Baniecka
Wywodziła się ze starej góralskiej rodziny Gąsieniców Bednarzy. Miała 95 lat.
Przy ulicy Kościeliskiej w Zakopanem, w ogródku pełnym kwiatów stoi piękna drewniana chałupa góralska, której historia sięga 1880 r. Tabliczka na zewnętrznej ścianie informuje, że jest to zabytkowy dom Gąsieniców Bednarzy. Mieszka w niej Zofia Walczak Baniecka. - To jest mój rodzinny dom. Ja się w nim wychowałam, mieszkałam z rodzicami i rodzeństwem. Dom budował wujek mojego ojca - Józef Ustupski. Wujek był również wyrocznią w sprawach pogodowych. Ja tutaj wróciłam po śmierci ojca i brata - zaczyna opowieść. Wewnątrz rzucają się w oczy drewniane meble w stylu zakopiańskim. Na ścianach wiszą obrazki na szkle i płaskorzeźby. To wszystko dzieło nieżyjącego już męża pani Zofii - Władysława, znanego malarza na szkle.
Kazimierz był przewodnikiem, m.in. Tytusa Chałubińskiego i Stanisława Witkiewicza, z którym poszedł na Przełęcz pod Chłopkiem. - Witkiewicz opisał tę wycieczkę w "Na przełęczy" - zaznacza Zofia Baniecka. W rodzinie zachowało się pierwsze jej wydanie z 1891 r. ze specjalną dedykacją od Witkiewicza dla dziadka pani Zofii: "Kazimierzowi Bednarzowi, memu przewodnikowi w wycieczce na przełęczy Mięguszowieckiej - Stanisław Witkiewicz".
Zofia Walczak Baniecka podkreśla, że w młodości bardzo lubiła śpiewać. - Wiecznie huczałam domownikom za uszami, śpiewałam bez przerwy. Ojciec już nie mógł słuchać i kiedyś powiedział: "Przestań śpiewać, bo będziesz miała głupiego chłopa". Jak wyszłam drugi raz za mąż, to sobie pomyślałam: "Tato miał rację. Wyszłam za głupiego chłopa, bo kto inny chciałby kobietę z dwójką dzieci" - żartuje pani Zofia.
Zaraz po wojnie wyszła za mąż za Jana Przewratila, górala z Kościeliska, którego ojciec był Słowakiem. - Był przystojny, wysoki, góralski playboy, ale był po czterech latach spędzonych w Mauthausen - wspomina pierwszego męża, który zmarł po 10 latach małżeństwa. Pani Zofia została sama z dwoma synami - Stanisławem i Wojciechem. Musiała ciężko pracować jako krawcowa. - W tym trudnym okresie poznałam młodzieńca o niebieskich oczach, który przywiózł mi końmi drewna na opał od dobrych ludzi - mówi z uśmiechem. To był Władysław Walczak Baniecki (1934-2011), za którego po dwóch latach wyszła za mąż. - Bardzo go szanowałam za dobry stosunek do moich synów z pierwszego małżeństwa - podkreśla. Po roku urodziła się Barbara, dziś znana malarka na szkle.
Mężowskie natchnienie
Ojciec pani Zofii dał młodym Walczakom Banieckim parcelę na Uboczy i drzewo w lesie, więc zaczęli budować dom. Pan Władysław zarobkował transportem konnym, a wieczorami malował i rysował. Zofia Baniecka przypomina sobie: - Ja wtedy szyłam i miałam trochę żurnali, z których mąż zaczął malować modelki. Kiedyś przyszedł Mietek Biernacik, sąsiad, który był znanym kowalem, i powiedział: "Władek, nie maluj takich głupstw, zabierz się za prawdziwe malowanie". I stało się. W 1968 r. Muzeum Tatrzańskie wraz z Ministerstwem Kultury i Sztuki ogłosiło konkurs na malarstwo na szkle. Władysław Walczak Baniecki otrzymał pierwszą nagrodę. To była ogromna motywacja do twórczej pracy. - W dzieciństwie nie przejawiał takich zdolności - zaznacza pani Zofia. - Nie było na to czasu. W domu trzeba było pracować. Dzieci robiły w polu. Nie wiedział nawet, jak i czym się maluje - dodaje. Kiedyś pan Władysław zażartował: - Jak się ożeniłem, to widocznie dzięki żonie poczułem natchnienie.
Aby zarobić na wykończenie domu, Zofia Walczak Baniecka wyjechała do pracy do Ameryki. Szyła ubranka dla dzieci, pracowała w sklepie z sukniami ślubnymi należącym do Araba. Ale znajdowała też czas na zwiedzanie. Mimo tęsknoty za domem w Chicago spędziła rok. - Moja arabska szefowa chciała, żebym u niej została, i obiecywała, że pomoże sprowadzić moją rodzinę do Ameryki. Ale ja znałam męża. On nigdzie nie wyjechałby na stałe. Nasze miejsce było na Uboczy, w wykończonym domu - przekonuje. Teraz na Uboczy mieszka córka Barbara Baniecka-Dziadzio z rodziną.
Pani Zofia podkreśla, że dziś oparciem dla niej jest rodzina - dzieci, wnuki i prawnuki.

