W sobotnie popołudnie, około godz. 16:30, dwójka nastoletnich narciarzy zjeżdżając z górnej stacji Harendy postanowiła poszusować poza trasą lasem w kierunku Suchego.
Niestety między Suchem a Harendą, około 100 m. poniżej górnej stacji, na stromym odcinku i w głębokim śniegu jeden z nich doznał urazu nogi. Sam nie był w stanie się poruszyć. Jego kolega ruszył więc po pomoc na dolną stację. Sam poszkodowany również zaalarmował ratowników dyżurnych stacji Harenda. Nie potrafił jednak określić swojego położenia.
Na ratunek udał się jeden z dwójki dyżurujących na stoku ratowników wraz z kolegą poszkodowanego, który doprowadził go do miejsce zdarzenia. Tu znaleźli wyziębionego 15-latka ze złamanym podudziem. Po zabezpieczeniu urazu, unieruchomieniu złamania, zabezpieczeniu przed wychłodzeniem, ratownik będąc na miejscu zdarzenia przez radio zorganizował pomoc ratowników i pracowników obsługi Stacji Suche, instruktora H-ski, oraz osób postronnych.
Ponieważ nie dało się w to miejsce dojechać w żaden inny sposób, rannego trzeba było wynieść na miękkich noszach do miejsca gdzie przekazano go do karetki pogotowia.
- Ewakuacja poszkodowanego z bolesnym urazem w głębokim, kopnym śniegu, w warunkach nocy i do tego w stromym terenie Harendy jest naprawdę trudna. Decyzję o ewakuacji na drogę między górną stacją Harendy, a Suchem, podjęto po otrzymaniu informacji, że wezwany również TOPR nie dotrze szybciej, a ratownicy narciarscy byli już na miejscu - wyjaśnia Halina Długopolska, ratownik narciarski.
Jak dodaje, ta historia skończyła się szczęśliwie. Gdyby jednak poszkodowany był sam, finał przygody mógłby być tragiczny.
- Nie jest to pierwsza sytuacja, gdy udzielamy pomocy poza wyznaczonym terenem stacji. Są to zwykle ciężkie urazy, a transport z terenu lasu, terenu, w którym niemożliwa jest ewakuacja na nartach ani innym środkiem transportu - jest skomplikowaną ewakuacją. Prosimy o dostosowywanie się do regulaminu stoku - przekonuje ratowniczka.
Pełniąc dyżury na stokach, ratownicy udzielają pomocy nie tylko w wypadkach narciarskich. Często są to także nagłe zagrażające życia, zachorowania, jak nagłe zatrzymanie krążenia. Często proszeni są o pomoc w zdarzeniach w bezpośrednim sąsiedztwie stacji. Rok wcześniej również na górną stację Harendy dotarł mężczyzna prosząc o pomoc koledze, który uległ wypadkowi przy wycince drzewa. Ratownik udzielił mu pierwszej pomocy zanim dotarła karetka, a potem śmigłowiec TOPR, który przetransportował poszkodowanego do szpitala. Na Małym Cichem pomocy udzielono mieszkance Małego Cichego ze złamaną nogą, , którą po zaopatrzeniu trzeba było skuterem przetransportować w miejsce gdzie mogła dojechać karetka. U ratowników z Szymoszkowej często pomocy szukają turyści spacerujący deptakiem Gubałówki, a kilka dni temu -ratownicy z Małego Cichego byli najbliżej osoby, u której doszło do nagłego zatrzymania krążenia, i wraz z z wezwanymi służbami prowadzili resuscytację.
- Jesteśmy ratownikami narciarskimi (ratownikami medycznymi, ratownikami KPP) dyżurujemy na stacjach - Witow, Szymoszkowa, Harenda, Suche, Małe Ciche, Koziniec i Murzasichle. Często udzielamy pomocy poza terenami naszych stacji, a także udzielamy pomocy nie tylko poszkodowanym w wypadkach narciarskich, ale też innych nagłych stanach zagrożenia życia - jak nagłe zatrzymanie krążenia - podsumowuje Halina Długopolska.
fig
Nie ma jeszcze komentarzy do tego artykułu.