Hotel-gigant na Żywczańskiem

Interweniujący w naszej redakcji mieszkańcy z Małego Żywczańskiego są przerażeni. Odkąd dowiedzieli się o planach inwestora z Warszawy, nie mogą spać po nocach. Za ich oknami, w narożniku drogi wiodącej na Wierszyki i bitej ścieżki prowadzącej nad potokiem stoi duży pensjonat Anna Maria. Nowy właściciel chce go przebudować. W obrysie będzie to ponad 3-krotnie większy hotel o wdzięcznej nazwie "Gardenia".

Zabudowana zostanie praktycznie cała zielona działka, a dojazd do stacji trafo bardzo ograniczony. Co więcej, najbliżsi sąsiedzi nie zostali przez starostę tatrzańskiego uznani za strony postępowania. Tym samym odebrano im możliwość oprotestowania budowy. Dzielnica nie ma szczęścia: po sąsiedzku stoi słynna budowla, której właścicielka chciała zabudować w zeszłym roku drogę wiodącą przez most. Ale to "małe miki" w porównaniu do ambitnego molocha, który wznosić się będzie i górować nad okolicą.

Starostwo powiatowe wydało pozwolenie na budowę w lutym.

- To naturalna sytuacja, że nie uznajemy za stronę najbliższych sąsiadów - tłumaczy Stanisław Dawidek. Wyjaśnia, że dzieje się tak, ponieważ inwestor spełnił wszystkie warunki techniczne, a jego inwestycja nie będzie miała wpływu na zagospodarowanie sąsiednich działek, na których już stoją budynki. - To oburzające - złości się jedna z naszych rozmówczyń. Zapowiada, że mieszkańcy będą walczyć u wojewody i wyższych instancji o przywrócenie praw strony.

Do Anny Marii dobudowany będzie obiekt długi na 70 m i wysoki na 6 kondygnacji. Stać będzie na wielkiej skarpie, która pomieści podziemny parking na 87 samochodów. Przy hotelu zostanie miejsce na 6 stanowisk. Gigantyczny budynek połączony zostanie przewiązką z tym, co zostanie po Annie Marii. Sam zbiornik przeciwpożarowy na wodę dla planowanego budynku będzie mieć 23 tys. m sześc. - Będziemy mieć przed oknami mur wysokości 5 metrów i długości 18 metrów. Boimy się, że takiej skali obiekt po prostu zsunie się z naszymi domami po skarpie do potoku - dodaje sąsiadka kontrowersyjnej budowy.

- To normalna inwestycja, jak każda inna - podkreśla naczelnik Stanisław Dawidek. Dodaje, że w tym przypadku absolutnie nie można było odmówić pozwolenia na budowę, ponieważ inwestor zaskarżyłby taką decyzję i wygrał.

Rafał Gratkowski