Trzymajmy kciuki i głosujmy: „Ziółek” w finale

Z Mateuszem spotykamy się w „Pasiece”, słynnej knajpie w Jabłonce, kilka dni po tym, jak dostał się do finału „Mam talent”. Skromny, młody góral chętnie zgodził się na rozmowę z nami. Rodzice Mateusza pochodzą z Podszkla i Podwilka. W Zubrzycy Dolnej zamieszkali po tym, jak kupili tam dom.

– Od dziecka coś zawsze nuciłem. To po mamie odziedziczyłem talent do śpiewania i do pisania – wyznaje. „Ziółek”, bo tak nazywają go przyjaciele, ma już za sobą kawał muzycznej drogi i spory dorobek. Jest autorem i współautorem ponad 30 piosenek. Razem z zespołem „De Vils”, założonym przez czterech kumpli (Marcin i Łukasz Pilch, Maksymilian Janc, Mateusz Ziółko), zasłynęli na scenie muzycznej, zdobywając wielu fanów. – Nigdy nie myślałem, żeby promować się poprzez tego typu programy telewizyjne, ale dzisiaj chyba nie ma już innej drogi, żeby się przebić – wyznaje Mateusz. – Mam wokół siebie wielu życzliwych ludzi, którzy mnie do tego namawiali. A szczególnie moja żona. Żona Mateusza jest absolwentką Liceum Kenara w Zakopanem.

„Super zaśpiewał, a jego głos przypomina mi Freddiego Mercurego. Wzruszyłam się, piękny męski głos, cudowny, marzy mi się jego sława, pięknie gra na fortepianie i bosko śpiewa” – mimo że fora internetowe uginają się od takich zachwytów nad talentem Mateusza, sam muzyk ma zastrzeżenia do jakości nagrania, które ukazało się w półfinale programu „Mam talent”. – Niestety, były problemy techniczne z transmisją dźwięku, które spowodowały, że nie jestem zadowolony z tego, co usłyszeli widzowie TVN – mówi skromnie.

W sobotę 29 listopada wieczorem w TVN finał programu „Mam talent”. Zwycięzcą tradycyjnie wyłoniony zostanie ten, kto uzyska największą liczbę sms-ów. – Będę wdzięczny za wsparcie. Świadomość, że górale będą myślami ze mną, da mi poczucie bezpieczeństwa – przekonuje „Ziółek”.

Jurek Jurecki