Od razu wiedziałam, że będę tu wracać
Z Zofią Radwańską-Paryską rozmawia Adam Liberak
- Kiedy przyjechała pani pierwszy raz do Zakopanego?
- 76 lat temu, dawno. To był rok 1921. Zdałam wtedy maturę i w nagrodę mój ojciec zafundował mi podróż po Polsce. Naturalnie nie można było ominąć Podhala, Zakopanego i Tatr. Tatry mnie oczarowały. Wiedziałam, że będę tu wracać.
- A pierwsza wycieczka w Tatry?
- Też ją świetnie pamiętam. To był popularny szlak przez Zawrat do Morskiego Oka. Mam w oczach widok znad Hali Gąsienicowej na Świnicę, Kościelec, Granaty, Żółtą Turnię i Koszystą. Potem był kolor stawów, kosówka i barwy różnych roślin wtulonych w skały i wreszcie niezapomniany widok z Zawratu.
- A kiedy pani postanowiła studiować botanikę?
- To wcześniejsza decyzja. Miałam 12 lat, kiedy postanowiłam, że będę się zajmować botaniką. Późniejsze spotkanie z florą tatrzańską, która zaskoczyła mnie swoją odmiennością przekonało mnie, że botanika tatrzańska jest najciekawsza.
- W czasie studiów botaniki i geografii na Uniwersytecie Warszawskim poświęcała pani wiele czasu taternictwu. Wspinała się pani bardzo dużo. Czyżby botanika i geografia zostały chwilowo zapomniane?
- Nic, interesowałam się równolegle botaniką, geografią, turystyką i taternictwem. Ale w tamtych latach, gdy młody człowiek się wspinał, a do tego była to dziewczyna czy kobieta, to sporo się o tym mówiło, bo taterników było niewielu, a taterniczek jeszcze mniej. Natomiast gdy ta sama młoda osoba opisywała jakieś mało znane rośliny, to interesowało to wąską grupę specjalistów, kiedy Klub Wysokogórski organizował swe pierwsze kursy taternickie, a ja jako jedyna kobieta byłam instruktorką, to też się o tym sporo mówiło, ale gdy prof. Hryniewiecki zatwierdził temat mojej pracy doktorskiej z botaniki "Badania nad żywotnością roślin na terenie Polski", to sprawa ta mało kogo obchodziła.
- Do 1939 roku była pani trzy razy w Alpach...
- Tak, w 1937 roku brałam udział w wyprawie Klubu Wysokogórskiego i weszłam jako pierwsza Polka na Monte Rosa, Matterhorn i Grandes Jorasses. Byłam też na Mont Blanc. Rok później pojechałam z Maciejem Zajączkowskim w Wysokie Taury, gdzie przeszliśmy bardzo ciekawą i trudną grań Freiwandeck- Fuscherkarkopf. Trzeci raz pojechałam w zimie 1939 roku jako kierownik grupy narciarzy w Alpy Włoskie (Dolomity). To była pierwsza wyprawa, którą kierowałam i to szczęśliwie, bo udało się nam wejść na nartach na Marmolatę (3344 m wysokości).
- Czyli interesowało panią też narciarstwo wysokogórskie?
- Tak, dużo wędrowałam na nartach w Tatrach i zawsze szukałam ciekawych szlaków np. przez Zawrat, przez Tomanową Przełęcz, na Zawracik Rówienkowy.
- I nie korzystała pani ani razu z kolejki linowej?
- Po co? Dla mnie cały urok narciarstwa to właśnie turystyka, a nie ślizganie się w kółko po udeptanym stoku.
- Wtedy miała pani sporo pierwszych przejść taternickich.
- Tak, ale chyba nie warto ich wymieniać.
- Czy te wspólne wspinaczki były inspiracją wydania z Tadeuszem Pawłowskim przewodnika "Skalne Drogi"?
- Tak, ale nie tylko. Klub Wysokogórski organizował kursy taternickie. Brałam w tym udział i razem z Tadeuszem doszliśmy do wniosku, że trzeba uzupełnić istniejące przewodniki. Dlatego opracowaliśmy w 1938 roku "Skalne Drogi w Tatrach Wysokich".
- Od roku 1938 była pani stałą mieszkanką Zakopanego...
- Już od kilku lat miałam niejako stałą kwaterę u znajomych górali na Olczy. Tam też mieszkaliśmy z Witoldem po ślubie w 1939 roku.
- Czyli pobraliście się tuż przed wojną. A jak układało się życie w czasie wojny?
- Najtrudniej było w pierwszych miesiącach i w czasie pierwszej zimy. Wybuch wojny zaskoczył nas prawie bez pieniędzy i bez zapasów. Zaczęłam pracę jako kelnerka w kawiarni. Do ogrzania naszego mieszkania zbieraliśmy w lasach susz. Później zaczęła się moda na naukę języka angielskiego. Mój mąż, wtedy jeszcze obywatel amerykański udzielał lekcji angielskiego. To nas ratowało.
- Zapewne nie brakowało znajomych z Polski, którzy okupowany kraj chcieli jak najprędzej, potajemnie, przez Tatry opuścić...
- Od pierwszych mrozów zgłaszali się do nas znajomi, którym trzeba było ułatwić ucieczkę przez Tatry na Węgry i do Francji. Pomagaliśmy. Swą drogę do Francji rozpoczął po noclegu w naszym mieszkaniu przyjaciel taternik Maciej Zajączkowski z kolegą. Z naszego mieszkania na Olczy w ciemną noc poszedł na nartach na Węgry w swoją ostatnią drogę Staszek Motyka. Dla Włodka Goslawskiego i siostry Tadzia Pawłowskiego potrzebne im korony słowackie zakupiliśmy u góralskiego przemytnika. Niestety, oni zginęli w czasie zimowej przeprawy przez Tatry. Komuś innemu daliśmy parę nart. Przez dwie doby ukrywaliśmy w naszym mieszkaniu Żydówkę z córką. Odebrał je przewodnik góral i przeprowadził na Węgry. Obie przeżyły wojnę.
- Co się stało z pani mężem, gdy Stany Zjednoczone wypowiedziały Niemcom wojnę?
- Zabrali męża do zakopiańskiego "Palace", do celi z więźniami politycznymi. Po tygodniu przesłano go do Krakowa do więzienia Montelupich, a stamtąd wywieziono go do obozu dla internowanych cudzoziemców w Bawarii.
- A co z panią?
- Zostałam sama. Oficjalnie pracowałam w Opiece Społecznej. Potajemnie uczyłam młodych w tak zwanym gimnazjum. Potem od 1944 roku pracowałam w nadleśnictwie Zakopane, zajmując się ochroną przyrody. Legitymacja pracownika nadleśnictwa ułatwiała mi chodzenie w Tatry. Wykorzystywałam to, ale wypatrywałam końca wojny, zwłaszcza wówczas, kiedy z obozu dla internowanych wrócił mój mąż zwolniony z powodu groźnej choroby. Potem było tragiczne Powstanie Warszawskie. Liczni znajomi i nieznajomi, którzy się uratowali, przyjechali do Zakopanego, często z niczym. Trzeba było pomagać.
- A po wojnie?
- W 1945 roku zaczęłam pracować w Muzeum Tatrzańskim, w dziale przyrodniczym. Moim zadaniem była reorganizacja tego działu. Zajęło mi to pięć lat.
- W 1948 roku spotkaliśmy się w czasie uroczystego otwarcia nowego schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Wtedy to usłyszałem przyśpiewki góralskie w pani wykonaniu. Skąd u warszawianki, taterniczki, botaniczki takie zamiłowanie?
- A to osobny dział moich zainteresowań. Przez cale lata mieszkałam u tych samych gazdów na Olczy, a właściwie Pardałówce. Zaprzyjaźniłam się z gaździną i razem z nią, jako niby jej krewna "zza Gubałówki" chodziłam na góralskie wesela i chrzciny. Mówiłam gwarą, gaździna pożyczała mi stroju góralskiego. Słuchałam pieśni i przyśpiewek, zapamiętywałam. Mają one wyjątkowy urok. Są cięte, dowcipne, ale i pełne romantyzmu. Dlatego razem z mężem spisaliśmy i wydali, niestety tylko w formie maszynopisu, zbiór takich pieśni. A szkoda, bo ta forma folkloru też zanika lub przeistacza się. Bardzo lubię góralskie piosenki, więc wtedy w Pięciu Stawach chętnie śpiewałam z kapelą Jasia Obrochty, tym bardziej, że wśród gości było tylu znamienitych znawców Tatr i góralszczyzny.
- W tym czasie została pani pierwszą kobietą - ratownikiem tatrzańskim (członkiem TOPR) i pierwszą kobietą przewodnikiem.
- W paru akcjach ratunkowych brałam udział już przed wojną, bo często byłam w górach i nieraz blisko miejsca wypadku. Po wojnie wstąpiłam do TOPR, a egzamin przewodnicki zdawałam, by sprawdzić swoją znajomość Tatr. Potem zaczęłam uczyć niektórych przedmiotów na kursach przewodnickich, a jeszcze później egzaminować w mojej specjalności.
- Niektórzy adepci przewodnictwa twierdzili, że na egzaminach zadawała pani zbyt trudne pytania.
- Przesada. Botanika nie była nigdy i nie jest mocną stroną Polaków, a pytania egzaminacyjne nie wykraczały poza to, czego uczono na kursach przewodnickich. Tak naprawdę były to tylko podstawowe wiadomości o przyrodzie tatrzańskiej.
- W 1950 roku zorganizowała pani stację naukową Polskiej Akademii Nauk na Antałówce w Zakopanem. Kierowała nią pani ponad 20 lat...
- To była inicjatywa profesora Władysława Szafera. Zaraz po wojnie nastąpił szybki rozwój badań naukowych w Tatrach. Konieczna była pewna koordynacja badań. Nasza mała stacja służyła tym celom. Kontynuowałam też własne badania, m. in. w całych Tatrach - polskich i słowackich nad roślinnością synantropijną.
- Czy dużo pani wtedy publikowała?
- Wiele prac publikowałam w periodykach naukowych, a niektóre w takich wydawnictwach zbiorowych, jak np. wydane przez Polską Akademię Nauk, 8-tomowe "Pasterstwo Tatr Polskich i Podhala". Tam znalazło się parę moich prac m. in. "Roślinność synantropijna we florze Tatr", wynik wieloletnich badań. Pisałam też dla naukowych pism czechosłowackich. Ukazały się liczne moje opracowania popularnonaukowe, wielokrotnie wznawiany atlasik "Rośliny Tatrzańskie" czy dwukrotnie wydany "Zielony Świat Tatr". Wydalam też zbiór wspomnień-opowiadań pt. "Mozaika Tatrzańska".
- W wielu opracowaniach wyczuwa się pani troskę o ochronę przyrody. Czy to uczucie rosło w pani na skutek rosnącego zagrożenia przyrody tatrzańskiej?
- Myślę, że botanik z natury rzeczy jest zwolennikiem ochrony przyrody, bo on badając rośliny najlepiej widzi zagrożenie. Z organizacją ochrony przyrody związałam się przed wojną, bo już pojawił się ten problem. Teraz, gdy drogami pędzą coraz większe ilości samochodów, chorują nawet przydrożne drzewa i mchy. W naszym kraju ruch ochrony przyrody powinien być bardziej aktywny. Nagłe hałaśliwe zrywy niczego nie "załatwiają, a spokojnego rzeczowego głosu naszych przyrodników wciąż za mało.
- Współpraca naukowa małżeństwa Paryskich zaczęła się zacieśniać. Postanowiliście wspólnie opracować "Encyklopedię Tatrzańską". Kiedy zaczęło się jej przygotowanie?
- Początek był całkiem prozaiczny. W czasie kursu dla przewodników tatrzańskich w latach pięćdziesiątych stwierdziliśmy, że trzeba by przygotować jakieś skrypty zawierające wiedzę o Tatrach. Po kursie spostrzegliśmy, że to już jest małe kompendium. Mąż równocześnie od 1950 roku pisał swój 25-tomowy przewodnik po Wysokich Tatrach. Zaczęliśmy też przygotowywać niektóre tematy monografii "Pasterstwo Tatr Polskich i Podhala". Te prace dostarczyły nam materiału, który naturalnie trzeba było dostosować do potrzeb encyklopedii. Tak powstała "Encyklopedia Tatrzańska" wydana w 1973 roku. Miała 700 stron i 2700 haseł. Jej trzydziestotysięczny nakład rozszedł się bardzo szybko, a czytelnicy domagali się uzupełnień. Zaczęliśmy więc uzupełniać. Wszystko rozrosło się tak, że to już nic była ta sama encyklopedia. Nazwaliśmy ją "Wielka Encyklopedia Tatrzańska". Ukazała się drukiem w 1993 roku. Ma 1500 stron większego formatu, a liczba haseł przekroczyła 5800.
- Ile egzemplarzy Encyklopedii sprzedano?
- Nie wiem, ale sądząc po listach czytelników, chyba sporo.
- Co piszą?
- Jedni są zachwyceni, inni chcieliby więcej haseł lub dopominają się o poszerzenie istniejących.
- Dopiero trzy lala temu dowiedziałem się, że pisze pani wiersze. Czy prócz małego tomiku o tatrzańskich kwiatach ukazało się coś jeszcze?
- Nie, nic więcej. Mówiąc szczerze, moje wiersze o kwiatach powstały w czasie choroby i były chyba reakcją na brak bezpośredniego kontaktu z przyrodą.
- Znała pani Zakopane i Tatry początku lat dwudziestych. Wtedy w Tatry chodziło 50 taterników, 10 grotołazów, a do Zakopanego przyjeżdżało 10 tysięcy gości rocznie. Dziś mamy 2000 taterników, tyleż grotołazów i dwa miliony gości zwiedzających oba parki narodowe. Przez cale lata starała się pani chronić przyrodę Tatr publikując szereg prac naukowych, artykułów i opracowań popularyzujących przyrodę. Jaka jest przyszłość przyrody tatrzańskiej przy tak szybko rosnącym ruchu turystycznym?
- Niestety. Argumenty rzeczowe za ochroną przyrody nie odgrywały dawniej i nie grają dziś decydującej roli. Ludzie, którzy chcą zarabiać kosztem przyrody tatrzańskiej nie biorą pod uwagę, że jak zniszczą przyrodę, nie będzie zarobków, bo znikną goście, którzy pojadą tam, gdzie są spokojne góry i lasy. Dlatego ci, którzy tak szybko zabudowują łąki i pola, mogą jutro zostać w pięknych willach z pustymi pokojami. Już dotychczasowy rozrost Zakopanego i niektórych okolicznych gmin przekracza możliwości "chłonne" nie tylko Zakopanego, ale zwłaszcza Kotliny Zakopiańskiej. Co gorsza, grupa ludzi interesu, a właściwie geszefciarzy dąży do zorganizowania w Zakopanem i Tatrach olimpiady zimowej. Taka gigantyczna impreza spowodowałaby dalszą urbanizację miasta i dodatkowe poważne zniszczenia w środowisku przyrodniczym Tatr i Podtatrza. Wierzę jednak, że Światowy Komitet Olimpijski sam zauważy, że pod Tatrami i w Tatrach po prostu nie można robić olimpiady.
- Widzę na stole dwa stosy papierów. Czyli nadal pani pracuje.
- W miarę możliwości, a mam jeszcze sporo do zrobienia. Najważniejszy to mój zielnik roślin Tatr i Podtatrza. Zawiera 5000 arkuszy roślin. Gromadziłam go przez wiele lat, teraz to trzeba uporządkować, bo nie wszystko, co ten zielni zawiera, było wykorzystane w publikacjach. No i druga sprawa to opracowywany wspólnie z mężem słownik gwary podhalańskiej, który ma dać możliwie dokładny i kompletny obraz jej tradycyjnej postaci na przestrzeni 2 stuleci. Słownik ma objąć wszystkie zachowane materiały, których jest bardzo dużo, a także nasze własne zapisy robione jeszcze przed wojną.
Nie ma jeszcze komentarzy do tego artykułu.
-
USŁUGI | budowlane
Tynki maszynowe cementowo-wapienne, gipsowe. Atrakcyjna cena. 669790376
Tel.: 669790376
-
NIERUCHOMOŚCI | wynajem
Dam do wynajęcia MIESZKANIE. Zakopane - Skibówki. Ok. 50 m2. Tel 794773872
-
NIERUCHOMOŚCI | sprzedaż
DZIAŁKA BUDOWLANA ul. Kasprowicza Nowy Targ, uzbrojona, 568 m2, cena 290.000 zł. 600 931 295.
-
PRACA | dam
Zatrudnię GEODETĘ/ASYSTENTA GEODETY do biura w Zakopanem. Tel. 516 708 419, geotatry@gmail.com
-
POŻYCZKI
POŻYCZKI POZABANKOWE DLA OSÓB FIZYCZNYCH I PROWADZĄCYCH DZIAŁALNOŚĆ T-- 694 567 002.
-
PRACA | dam
ZATRUDNIĘ STOLARZA Z PRAKTYKĄ, praca w Zakopanem - 607 331 363.
-
USŁUGI | budowlane
REMONTY, WYKOŃCZENIA, MALOWANIE, SZPACHLOWANIE, FLIZY, PANELE itp. DACHY, OBRÓBKI BLACHARSKIE. 796 544 016.
-
USŁUGI | budowlane
RMONTY, WYKOŃCZENIA. 882080371.
-
USŁUGI | budowlane
SCHODY, PARAPETY - GRANITOWE, MARMUROWE, PRACE KAMIENIARSKIE. 882080371.
-
PRACA | dam
NORWEGIA - BUDOWLAŃCY. Zatrudnimy: POMOCNIKÓW oraz tynkarzy, stolarzy, malarzy, dekarzy. Języki obce NIE wymagane - w firmie pracują tylko pracownicy z Podhala. Praca całoroczna. Zjazdy do kraju (samolot) wg. własnego uznania ~ co 2-3 tyg. Zarobki od 15 do 25 Euro/godz. Zapewniamy mieszkanie. Zapraszamy! Tel. 667 602 602
-
PRACA | dam
Fundacja Szczęśliwe Jutro zatrudni na stanowisko: DYREKTOR / WYCHOWAWCA Placówki Opiekuńczo-Wychowawczej we Wróblówce k/Czarnego Dunajca. Wymagania: wykształcenie wyższe: pedagogiczne, pedagogika specjalna, psychologia, praca socjalna, nauki o rodzinie, resocjalizacja, pedagogika opiekuńczo-wychowawczą, lub podyplomowe (psychologia, pedagogika, nauki o rodzinie, resocjalizacja); min.3-letni staż pracy z dziećmi lub rodziną. Wynagrodzenie: 4500zł brutto. Kontakt: biuro@szczesliwe-jutro.pl
-
NIERUCHOMOŚCI | kupno
Zdecydowanie DOM lub PENSJONAT W ZAKOPANEM. Może być do remontu. 666 535 535.
-
PRACA | dam
Przedsiębiorstwo Budowlane Sikora zatrudni kierownika robót budowlanych, majstra budowlanego. 602629623sikorapbt@interia.pl
Tel.: 602629623
E-mail: sikorapbt@interia.pl
-
PRACA | dam
Przedsiębiorstwo Budowlane Sikora zatrudni pracowników w zawodzie: malarz, murarz, cieśla, zbrojarz, pracownik budowlany. 602629623sikorapbt@interia.pl
Tel.: 602629623
E-mail: sikorapbt@interia.pl
-
USŁUGI | inne
WYCINKA, PRZYCINKA DRZEW W TRUDNYCH WARUNKACH - 691 317 098.
-
USŁUGI | budowlane
OGRODZENIA, www.hajdukowie.pl. 692 069 284.
-
USŁUGI | inne
STUDNIE - WIERCENIE STUDNI GŁĘBINOWYCH, PROJEKTOWANIE, DOKUMENTOWANIE, POZWOLENIA WODNOPRAWNE, GEOLOGIA INŻYNIERSKA, GEOTECHNIKA, NADZORY GEOLOGICZNE, GEOLOGIA W PROCESIE INWESTYCYJNYM. 606/6057 ; 12biuro@mhgeo.plmhgeo.pl. 606605712biuro@mhgeo.plwww.mhgeo.pl
Tel.: 606605712
E-mail: biuro@mhgeo.pl
WWW: www.mhgeo.pl
-
USŁUGI | budowlane
TYNKI MASZYNOWE, CEMENTOWO-WAPIENNE, GIPSOWE. Zapewniamy własny materiał. Wysoka jakość i doświadczenie. Szybkie terminy realizacji. 572 090 568.
-
NIERUCHOMOŚCI | pośrednictwo
Obsługa domków i apartamentów. 788 633 633, www.zarzadzanieapartamentami.info
WWW: www.zarzadzanieapartamentami.info