Witów: Ski-ścieki

W piątek rano nie ma śladu po nocnym spuście. Wylot potoku przebiegającego pod ziemią jest czysty – woda wypłukała niemal wszystko. Jeszcze kilka godzin temu – jak zapewniają wędkarze – czuć tu było smród, gdy kilkaset metrów wyżej pracownik stacji włączył pompę, by przelać ścieki z szamba do potoku. – Stąd jest dwanaście kilometrów do ujęcia wody dla Czarnego Dunajca. Już wcześniej mieliśmy podejrzenia, że spuszczają ścieki, ale dopiero teraz udało się złapać ich za rękę – twierdzi Bogdan Łowicki ze straży rybackiej.

Niewielka struga wodna płynąca między domami jest całkowicie zabudowana – woda płynie pod ziemią, betonowymi rurami. Wejście potoku znajduje się wyżej – u stóp stoku narciarskiego.

Jak się okazuje, sprawa wyszła na jaw przypadkowo, w wyniku sąsiedzkiego sporu. W czwartek wieczorem pracownicy stoku zaczęli ratrakowanie. Maszyna nie dawała spać sąsiadom, więc zadzwonili po policję. – To nagminne – denerwuje się Katarzyna Kułach. – Mam dziesięciomiesięczne dziecko, które zawsze po 22 budzi warkot maszyny. Zanim przyjechał radiowóz – ratrak zniknął. Policjanci spisali notatkę, zobaczyli stojący, ośnieżony drugi ratrak i pojechali z powrotem. Pracownicy stacji pogasili światła na stoku. W tym czasie zobaczyliśmy z okien, że jakiś człowiek ze stróżówki wyciągnął węże. Za piętnaście minut znów włączyli oświetlenie i z powrotem zaczęli ratrakowanie. Mama zadzwoniła jeszcze raz – dyżurny policjant powiedział, że za bezpodstawne wezwania możemy być wezwani do sądu grodzkiego.

Radiowóz jednak jeszcze raz zajechał pod stok. Tymczasem ratrak wyjechał na górę. Sąsiedzi jednak chcieli udowodnić stróżom prawa, że na śniegu są świeże ślady. Gdy je pokazywali, zwrócili uwagę na warczący silnik pompy i węże wchodzące do potoku. – Okazało się, że pompują ścieki z szamba! Policjant złapał się za głowę i sam wyłączył pompę. Zaraz potem wezwali technika – porobili zdjęcia, pobrali próbki. Ale na miejscu nie mieli kogo ukarać – dodaje pani Katarzyna.

Inaczej problem naświetla Roman Krupa, dyrektor stacji. Jak tłumaczy, to nie mógł być wylew z szamba, tylko odpompowywanie nadmiaru wód gruntowych. – Trwa nasze wewnętrzne postępowanie sprawdzające – przekonuje. – Mamy problem z wodami gruntowymi. Ale proszę uwierzyć – przy tej skali działalności, nie moglibyśmy sobie pozwolić na takie historie, jak spust ścieków. I nie chodzi o ewentualne oszczędności, tu może ucierpieć nasza reputacja. To mija się ze zdrowym rozsądkiem.

Zdaniem dyrektora, spółka regularnie zleca wywóz ścieków z szamba i ma na to rachunki. Zresztą problem ma się skończyć już w maju, wraz z uruchomieniem w Witowie przez Podhalańskie Przedsiębiorstwo Komunalne kanalizacji.

Dochodzenie prowadzi zakopiańska policja, na miejscu byli też inspektorzy sanepidu, którzy badają, czy doszło do zrzutu ścieków i zanieczyszczenia potoku.

A hałas? – Zleciliśmy specjalistyczne pomiary i mamy dokumenty, że odgłosy dochodzące ze stacji nie przekraczają dopuszczalnych norm – dodaje Roman Krupa.

– Na razie trudno mówić o tym, jakie będą zarzuty. To wstępna faza śledztwa, prowadzimy przesłuchania świadków – zaznacza Augustyn Kubowicz, zastępca komendanta zakopiańskiej policji. – Mamy dokumentację fotograficzną, na miejscu byli policjanci. Na razie analizujemy sprawę pod kątem nieprzestrzegania porządku na posesji, za co grozi grzywna do 1500 zł, ale nie wykluczam innych zarzutów. Podkreślam – to dopiero faza wstępna.

Józef Figura