Zielony protest

Od kilku dni internet i społeczeństwo obiega gwałtowna fala paniki związana z liberalizacją prawa dotyczącego wycinki drzew. Chciałbym się do niego krótko ustosunkować.

Rzeczone ułatwienia dotyczą wycinki drzew na własnym terenie. Właściciel działki (jeżeli nie jest to związane z prowadzeniem działalności gospodarczej) może bez pozwolenia i zbędnych kosztów dokonać wycinki. W całej Polsce (podobno) w ruch ruszyły piły i siekiery. Dlaczego tak się dzieje?

Przeciwnicy obecnego rozwiązania argumentują, że wcześniej większość zainteresowanych i tak dostawała zezwolenie na wycinkę. Tak, to prawda. Jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Usuwanie drzew było bardzo drogie. Posłużę się przykładem z własnego życia. Na mojej działce rosły 4 brzozy o wysokość ok 14 metrów. Dwie z nich były spróchniałe, ze środka drzewa wysypywał się rdzeń. Z trzeciej tej jesieni spadł na ziemię konar grubszy od mojego uda. Drzewa były w stanie agonalnym, co przyznał również specjalista. Zagrażały budynkom, w tym jednemu zabytkowemu, chodnikowi i drodze wojewódzkiej. Opłata środowiskowa związana z wycinką szacunkowo przekraczała koszt kilkunastu tysięcy złotych. I prawo nie przewidywało dla mnie żadnej ulgi związanej z faktem, że drzewa stanowiły zagrożenia dla zdrowia, życia i mienia. Dziś już po śp. brzozach nie ma śladu, natomiast zobowiązany zostałem do dokonania nowych nasadzeń.

Po (podobno) masowym ruchu widać, że liberalizacja przepisów była konieczna. Według mnie występowało zjawisko tłumienia potrzeb. W społeczeństwie występowała silna potrzeba dokonania wycinki, tłumiona przez wysokie opłaty środowiskowe. Sądzę, że po wstępnym zwiększonym tempie wycinki sytuacja by się unormowała, chyba, że nienawidzimy życiodajnych drzew?

Niezamierzonym efektem ustawy mogłoby być zwiększenie liczby drzew w Polsce. Ale jakim cudem? Gdy przepisy zezwalają na wycinkę na życzenie, więcej ludzi mogłoby się zdecydować na dokonanie nowych nasadzeń. Skoro nie ma problemu z usunięciem drzewa, można posadzić nowe i nie martwić się, że jeżeli za 5-10-15 lat moje plany się zmienią, to bez problemu je usunę. W rzeczywistości poprzednich przepisów sadzenie drzewa to była czysta głupota. Sadzić drzewa by później płacić wysokie opłaty za ich usunięcie? Nie, podziękuję.

„Na szczęście” prezes Kaczyński zapowiedział, że usunie ten wybryk wolności. Być może dzięki lamentowi laików i pseudoekologów – serdeczne podziękowania! W takiej sytuacji co ma być wycięte już wycięto, a na nowe nasadzenia nikt się nie zdecyduje. Przecież nierozsądnym jest dawać władzę ludziom nad swoim własnym mieniem. W ich imieniu rząd (ten czy tamten) będzie lepiej zarządzał prywatnymi drzewami na prywatnych działkach. Ukazuje to jak niektórzy traktują nas – społeczeństwo. Jako bandę głupców, którzy nie wiedzą co jest dla nas dobre i potrzebują jasnego przywództwa państwa, byśmy wiedzieli, co mamy czynić.

Dlatego wspieram #zielonyprotest - moje drzewo, moja sprawa. By drzewa stanowiły moją własność, nie tylko wtedy gdy jakieś spowoduje katastrofę i to ja zostanę pociągnięty do odpowiedzialności karnej.