Zakopane i Łódź - tyle nas dzieli, a stadionowe gruzowiska łączą

Wyjaśnienia władz, że nie ma w Zakopanem działek pod budowę Orlików, albo są zbyt małe, albo własność rozdrobniona, poważnie traktować nie sposób. W głowie kibica nie mieści się, że drugie co do wielkości miasto na Podhalu nie doczekało się na jedno chociażby takie boisko – w Nowym Targu jest ich kilka.

Jedyne, co udało się zrobić to małe, sztuczne boiska przy „trójce” na Bystrem i na Kościelnej, burmistrz sypnął jeszcze nową trawą na Orkana, a o przebudowie tego stadionu zapomnieli chyba już najstarsi górale. Tymczasem był przecież gotowy, zbyt może gigantyczny, ale jednak namacalny projekt.

Na boisko ze sztuczną nawierzchnią w Centralnym Ośrodku Sportu wszystkich nie stać, pozostaje więc „kopaczom”, tym małym i tym dużym, korzystać z jakże gościnnych miejskich zaułków, uliczek – ach cóż to za przyjemność pobiegać za piłką w takim otoczeniu, tak jak 20, czy 30 lat temu.

Sytuacja z boiskami w Zakopanem nasuwa mi od razu na myśl podobne problemy trzeciego co do wielkości miasta w Polsce – Łodzi. W naszym kraju powstało w ostatnich latach wiele ładnych stadionów – Kraków ma nawet dwa, a w Łodzi kibiców straszą dwa gruzowiska. Władze Łodzi rodem z PO zwodzą kibiców od wielu lat, obiecując stadionowe Inflanty.

Jak to możliwe, że zespół, o którym wielu mówi, iż miał najmocniejszą drużynę klubową w historii polskiego futbolu, w którym grali Boniek, Smolarek, Młynarczyk, zespół, który jako ostatni polski klub grał w Lidze Mistrzów musi swoje mecze rozgrywać na stadionie, na którym spomiędzy krzesełek wyrasta trawa, a zamiast ubikacji mamy toy-toye. Stadion wielkiego Widzewa, bo o tym klubie piszę to po prostu wielki skandal - chyba śp. prezes Ludwik Sobolewski i Włodek Smolarek przewracają się w grobach. I dobrze tylko, że Widzew wreszcie traci mniej, a zdobywa więcej punktów, dzięki temu wiosna w mojej głowie na całego, a kiedyś jeszcze pogonimy Manchestery, Liverpoole, czy Juventusy, jak to drzewiej bywało.
p